26 lutego 2010

Moje buty przyczyniają się do budowy basenu Olimpiskiego a na scenie BZR i KPW (jak ja uwielbiam te kabaretowe skróty)

Ok, przyznaje że magia koncertów kabaretowych live chyba nigdy nie przestanie do mnie przemawiać ale 13 lutego 2010 wszystko szło nie tak jak trzeba. Po pierwsze po raz pierwszy od roku miałam iść na występ kabaretowy sama, reszta SMK następnego dnia miała się zmywać do Kościana na FCH, toteż z powodów czysto finansowych na SDSie Pojawić się nie mogła. Po drugie w drodze na występ tramwaj którym jechałam wydał swoje ostatnie tchnienie na Wyszyńskiego. Po trzecie nieuzupełniona księga pamiątkowa znajdowała się w domu Meidzi, której samej w tym domu nie było. Kiedy już udało mi się odzyskać księgę moim głównym wrogiem stał się śnieg. Gdy wreszcie dotarłam pod SDS mogłam spokojnie wodą ze swoich butów przyczynić się do budowy basenu Olimpijskiego, który powstaje obok. 
Jak to zwykle bywa na miejscu pojawiłam się nieco za wcześnie. Kiedy jednak wybiła godzina 15.35 „magiczne” drzwi do hali się otworzyły a ludzie za okazaniem biletu wsypywali się do środka. Przeciskając się przez tłum zaczęłam szczerze tęsknić za specjalnymi wejściówkami, którymi SMK zostało obdarowane przy okazji występu Łowców. Jednak tego wieczoru przecież nie mieli wystąpić Łowcy. Zagrać mieli Kabaret Babeczki z Rodzynkiem i Kabaret pod Wyrwigroszem. Łatwo można się domyślić, że nie dane mi było siedzieć w pierwszym rzędzie, który tradycyjnie był zarezerwowany, przypadło mi miejsce w czwartym rzędzie na środku. Niespodzianki nie było, już drugi rok z rzędu zorganizowano kabaret na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. 
Trafił by w dziesiątkę ten, który by powiedział że kiedy siedziałam tam na miejscu to cudów się nie spodziewała. Było mi zimno, nie miałam się do kogo odezwać, a kabarety które miały wystąpić mocno odbiegały od moich marzeń. Jednak po przeczytaniu listy sponsorów wystąpił kabaret Babeczki z Rodzynkiem, przyznaje że wcześniej miałam do czynienia na żywo tylko z Bartkiem Klauzinskim, który to gra w teatrze absurdu ŻŻŻŻŻ. Dla tego też jeżeli chodzi o Bzr to było moje piewsze spotkanie. W sumie całość około 40minutowego występu była dość lekka, typowa dla zielonogórskiego klimatu. Wszak Zielona Góra to miasto kabaretu, wina i…seryjnego gwałciciela jak zostało zareklamowane zgromadzonej publiczności. Mimo kilku niedociągnięć było naprawdę sympatycznie.
Jako gwiazda wieczoru (chociaż ja byłam święcie przekonana że występujące kabarety będą grały równorzędny program) wystąpił kabaret pod Wyrwigroszem…z tego co pamiętam ostatnio widziałam ich na żywo w sierpniu 2009 ale jedynie jakieś strzępki programu bo na tamtą chwilę bardziej zainteresowały mnie przywileje jakie SMK otrzymało na Konińskich Derbach dlatego za datę ostatniego oglądania Wyrwigroszy na żywo muszę przyjąć marzec 2008 w Filharmonii Szczecińskiej. Trzeba przyznać, że żaden skecz z tamtego występu nie powtarza się w programie w roku 2010 co jest naprawdę plusem bo bywałam na występach gdzie skecze grane w roku 2007 powtarzały się w 2009 a i pewnie w 2010 je uświadczę. Inną sprawą jest to, czy zmiana materiału jest korzystna. Z jednej strony bardzo bo chociaż nowości „nietelewizyjnych” nie uświadczyłam to było kilka rzeczy, które odebrałam bardzo na plus, na przykład konferansjerka. Ktoś by powiedział, że przydługa, że o niczym a mi się podobała lubię taką formę konferansjerki która ma za zadanie zintegrować się z widzem. A z drugiej strony chyba trochę na minus bo większą sympatią darzyłam te trochę starsze skecze. Bardzo rozbawiła mnie piosenka finałowa bo jeżeli się nie mylę została zagrana z playbacku a tego jeszcze wcześniej w kabarecie nie widziałam. Tradycją już jest, że kabaret po występach sprzedają swoje płyty DVD. Wyrwigrosze robią to bardzo płynnie, do tego stopnia, ze granica pomiędzy występem oficjalnym a jego nieoficjalną częścią jest niemal niezauważalna. Tak więc po raz kolejny gościnnie weszłam na scenę SDSu w celu zdobycia wpisu do pamiątkowej księgi SMK i zdjęć.
Całość wypadła całkiem sympatycznie, nie nastąpiła taka katastrofa jaką zapowiadałam, szkoda tylko, ze na występie musiałam być sama, bez reszty SMK. Miałam okazje docenić towarzystwo i to, ze zwykle mogę się do kogoś odezwać i wymienić spostrzeżeniami.