25 czerwca 2011

Dzisiaj w promocji: Formacja Chatelet

Ciepły letni dzień, sobota, początek wakacji, centrum handlowe ogarnięte szałem zakupów a w środku tego centrum mała scena, kilka ławeczek przed nią i występ kabaretowy. Niewiarygodne prawda? A jednak prawdziwe.
                Formacja Chatelet wystąpiła dzisiaj w Szczecinie w Centrum Handlowym Turzyn.   Ktoś może powiedzieć, że chałtura, że CH to nie miejsce dla kabaretu i jeżeli ktoś by tak powiedział z pewnością przyznałabym mu rację. Ale chyba mam jakąś słabość, nie wiem czy chodzi tu o FCH czy w ogóle o kabaret, do występów na żywo bo czułam się niespodziewanie dobrze. Mimo, że oprócz jednej piosenki (całkiem zgrabnej i sympatycznej z resztą) nie było nic nowego. Mimo, ze dookoła ludzie cały czas się przemieszczali i wydawali z siebie dźwięki. Mimo, że konferansjer był wybitnie wkurzający i próbował szantażować ludzi, żeby brali udział w jego konkursach. Ale tak zwyczajnie odrzucając całe moje ostatnie malkontenctwo czułam się dobrze, jest to też pewnie zasługa tego, że długo Chateletów nie widziałam i się najzwyczajniej w świecie stęskniłam.
                Gdyby to był „pełnoprawny” występ w sali teatralnej to bym pewnie narzekała, że nic nowego (przysięgam niektóre teksty w konferansjerce występu mają co najmniej 5 lat), że krótko, że mało improwizacji (chociaż były! I to takie prawdziwe, a nie reżyserowane ku mojej wielkiej uciesze) i że w ogóle taki występ można sobie gdzieś wsadzić. Ale to nie był występ w Sali teatralnej, to był występ w Centrum handlowym i oceniając go w kryteriach tego co dało się tam zrobić to Chatelet zrobiło naprawdę dużo.  I tak prawdę mówiąc tym występem i tym w ogóle „wszystkim” przywrócili mi odrobinę wiary w nich samych.
                Bo nie wiem jak to jest, ale czasami bywa tak, że się z czymś niby definitywnie kończy a potem się wraca, wraca, wraca i wraca. I ja chyba będę właśnie tak robić będę mówić jak to mi się w TV nie podoba, a na występach będę na nowo oczarowywana kabaretem (chociaż, żeby nie było, niektóre teksty i skecze są dla mnie nadal nie do przyjęcia). Nie lubię tego, ale tak widocznie musi być.  A ten występ niech będzie takim dobrym startem w wakacje 2011 i dobrym znakiem tak w ogóle, na przyszłość.

Ja naprawdę nie lubię plenerów, ale czasami człowiek musi. Hlynur i Słuchajcie w Luboniu.

             Ostatni weekend przed wakacjami, deszczowa aura w powietrzu, ale czego się nie robi dla dobrego kabaretu.  Dlatego razem z Magdaleną wsiadłam w pociąg i udałyśmy się do Lubonia na występ kabaretów Hlynur i Słuchajcie. Poza tym, popełniłyśmy chyba rekordowy absurd przed występem, zamówiłyśmy pizzę, mimo że dookoła było pełno straganów z jedzeniem.
Ale po wszystkich tradycyjnych występach plenerowych (regionalne gwiazdy, chóry, śpiewające dzieci itp., itd.) nadszedł czas na kabareton, i to nie byle jaki  kabareton, bo prowadzony przez jednego z najoryginalniejszych kabareciarzy, Jarka Marka Sobańskiego. A wszystko zaczęło się od występu kabaretu Hlynur. To była dla mnie swojego rodzaju ciekawostka bo tego kabaretu jeszcze nie miałam okazji zobaczyć na żywo. Nie zawiodłam się na tym występie a wręcz przeciwnie, Hlynur zostawił mnie z poczuciem zaskoczenia. Bo to kabaret trochę inny, od tych które ostatnio oglądałam. Z dużą dozą absurdu i nieprzewidywalności. Wszystko w tym kabarecie jest dziwne od postaci w poszczególnych skeczach po sytuacje, dziwne ale fajnie, przede wszystkim nietypowe. Zadanie na rok 2011: zobaczyć Hlynura w jakiejś fajnej Sali.
Po Hlynurach popis swojej umiejętności dali Słuchajcie, do których, jeżeli chodzi o plenery, nigdy nie miałam szczęścia. Zawsze jest niesamowicie zimno, no ale dla człowieka zaprawionego w plenerowym boju nie ma nic strasznego. Słuchajcie zagrali całkiem przyzwoicie pokazując skecze, które, poza jednym, wcześniej już gdzieś widziałam. W tym kabarecie stale zaskakuje mnie dbałość o stroje,  które do każdego skeczu są przygotowane z najwyższą starannością.  No i piosenki, piosenki w liczbie 2, obie śpiewane przez Tomka Łupaka i obie godne podziwu, zwłaszcza finałowa „Teraz płaczę” którą uwielbiam od zawsze i na zawsze wielbić będę.
Ach no i co zrobić, kiedy się chciało ponarzekać na plener a tu tak naprawdę oprócz pogody która jest siłą wyższą nie ma na co… No cóż, trzeba by było sobie tylko życzyć samych takich plenerów, aż do powrotu sezonu „teatralno –domokulturowego” ;)


Na kabaretonie wystąpił jeszcze Kabaret pod Wyrwigroszem pominiety ze względu na to, że ich po prostu nie oglądałam, ale sugerując się odgłosami ludzie bawili się bardzo dobrze.