Ale mam niemoc,
normalnie aż sama w tą niemoc nie wierzę, muszę się zmuszać do naciskania tych
literek na klawiaturze, no dramat, ale coś w środku zmusza mnie do pisania
(nie, to nie dusza, ludzie którzy są rudzi nawet w małym stopniu nie mają
duszy) więc piszę nie wiem jak ale piszę.
Lubię
chodzić do Hormona, serio. Kojarzy mi się on przede wszystkim z afterparty po
jakiś szczególnych dokonaniach Szarpaniny czy z własnymi 18 urodzinami. A tym
razem nie odwiedziłam Hormona aby imprezować do nocy ale aby uczestniczyć w
koncercie Much.
Nie
ukrywałam swojej radości z tego powodu, chociaż sam Hormon jako miejsce
odbywania się koncertu jakoś mnie nie przekonywał, z resztą słusznie te filary
i w ogóle…niezbyt trafiona miejscówka. Po całym dniu nagrywania z Szarpaniną i
Mad Pandas Production byłam też okrutnie zmęczona więc, przyszłam z
nastawieniem, że będę dość biernym słuchaczem.
Na sam
koncert narzekać nie można, było energetycznie były hity takie jak „Miasto
Doznań” czy „Nie przeszkadzaj mi bo tańczę” było kilka kawałków z płyty
nadchodzącej i było zaproszenie na Szczecin Baltic Rock Meeting (bardzo istotna
rzecz) ale jakoś tak dziwnie, bezklimatycznie co może być odrobinę winą zespołu
bo kto gra jako pierwszą piosenkę swój największy hit? A zaraz potem 4 piosenki
z płyty z która jeszcze nie wyszła i nikt ich nie zna? Dziwna polityka dość.
Nie to, żebym była niezadowolona bo zadowolona byłam bardzo, bo bardzo lubię
Muchy i po tak pracowitym dniu ten koncert był jak nagroda za podętą pracę. Ale
tak z perspektywy Szczecin Baltic Rock Meeting wiem, że potrafią zagrać i grają
lepiej, ot spostrzeżenie po kolejnym koncercie.
Za umożliwienie
udziału w koncercie dziękuję panu Markowi Pawlakowi z Agencji Koncertowej Brand
House.