7 sierpnia 2013

Koszalińskie lotnisko otwarte - XIX Festiwal Kabaretu w Koszalinie

Z Kawą w trasie :)
No i nadszedł ten czas, kiedy po raz czwarty było mi dane obejrzeć na żywo Festiwal Kabaretu w Koszalinie, po statku kosmicznym, zamku, w którym straszy, ośrodku SPA przyszedł czas na lotnisko, ale od początku.
Bo to  nie była taka zwykła podróż, to była pierwsza dłuższa podróż na dwóch kółkach, moje nieprzystosowane do spędzania tak długiego czasu w roli „plecaczka” po 100km błagało o przerwę, a niemiłosierny upał przypominał, że mimo wszystko mam na sobie długie spodnie, ciężkie buty i kurtkę ale gdyby odjąć te wszystkie niedogodności to pierwsza poważna podróż Kawą była baaardzo udana, dla kierowcy chyba też ;)
Wracając do kabaretonu, miło było zobaczyć kilka dawno nie widzianych twarzy, zwłaszcza mówię tu o Formacji Chatelet, bo nie miałam okazji ich zobaczyć dwa lata z górką, zawsze też miło jest zobaczyć np. KSM, patrząc na cały skład kabaretonu ciężko oprzeć się wrażeniu, że był on najbardziej „telewizyjny”. Nawet styl młodego dla świadomości widza tylko telewizyjnego kabaretu z Konopi nie wyróżniał się od starych telewizyjnych wyjadaczy. Było kolorowo, z żartami podanymi widzowi na tacy…mogłabym narzekać, wyliczać słabe momenty i marudzić, ale spójrzmy prawdzie w oczy, czego się spodziewać po takim kabaretonie? Gdybym miała porównać swoje oczekiwania wobec tej imprezy z tym co zostało pokazane na scenie musiałabym dać ocenę 10/10, tak, to smutne, ale tak właśnie jest.  Dlatego chciałam się skupić na pozytywach, bo były.  Po pierwsze scenografia, całkiem stylowe samoloty jakby złożone z papieru, duży plus, po raz pierwszy od kiedy bywam w Koszalinie scenografia to nie przerost formy nad treścią, bez przepychu i ładnie, naprawdę ładnie. Smile i ich „hehehełm”, to jak dla mnie kolejny plus, chociaż tak, wiem, można do tego różnie podchodzić, po „kakakasku” ale mnie się ten żart podoba, dzięki temu ciekawy pomysł na rozegranie sytuacji w skeczu nie zostanie zapomniany, a dostał nowe, według mnie chyba nawet lepsze życie, bo sytuacja osadzona jest w świetnej scenerii, dodatkowo bardziej uniwersalnej niż Euro więc jestem bardzo na tak, zwłaszcza za „puściłem mu biedaka” i „hunów sto” (z pozdrowieniami dla tych co usłyszeli coś bardziej wulgarnego ;)). Być może nigdy nie będę wobec nich obiektywna, ale Czesuaf i ich black disco rozbawiło mnie niesamowicie, a „Czy ja muszę szatanowi oddać duszę? Lucyferze czemu z ciebie takie zwierze?” nuciłam długo, długo po kabaretonie. Na początku nie byłam przekonana do chaosu, który panuje we wspólnym tworze Smile i Młodych Panów, zwłaszcza stojąc na scenie i machając cyferką, ale przy chyba trzecim podejściu, czyli na samej realizacji jakoś tak mi podpasowała ta „Wielka
Wojtek wiedział, że będzie zdjęcie,
ja nie.

Orkiestra Budżetowej Pomocy”, zwłaszcza, że wcześniej jakoś nie zarejestrowałam pointy, która chyba mi zaginęła w tym chaosie, a  mnie zaskoczyła i szczerze rozbawiła.  Poza tym, co by nie mówić, ludzie bawili się dobrze, bardzo dobrze, a to jest chyba w takim kabaretonie najważniejsze.

Nie mam zamiaru robić jakiegoś podsumowania, czy bilansu plusów i minusów, bo sama muszę przyznać, że spędziłam dwa bardzo sympatyczne dni w Koszalinie a, że nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań względem kabaretonu to i zawiedziona nie jestem, a i w przyszłym roku zastanowię się poważnie nad wyjazdem do Koszalina, zwłaszcza motocyklem J