4 grudnia 2010

Zacna relacja z zacnego SZPAKa cz.2 – „Krajm Storys po raz ostatni i Album Rodzinny po raz pierwszy w Szczecinie”

Po występie młodych szczecińskich talentów kabaretowych na scenę wkroczyły te trochę starsze stażem talenty. Kabaret Szarpanina oficjalnie w Szczecinie żegnał się z programem „Krajm Storys” – programem którym wygrali wszystko co kabaret może wygrać.  Tak się jakoś złożyło, że „Krajm Storys” widziałam dwa razy, pierwsze i ostatnie wykonanie.
Program dużo się nie zmienił, z tego co zauważyłam, wypadł jeden skecz który widziałam na premierze. Całość jest taka sama, niezmiennie na wysokim poziomie, tylko teraz bardziej ograne, przećwiczone (no może poza pointą do „Przesłuchania”, która chyba 5 czy 6 z kolei dalej nie jest pointą). Klimat zbrodni i śledztwa dalej porusza publiczność. Szkoda tylko tych Bogu ducha winnych ludzi, którzy pierwszy raz będą na programie Szarpaniny usiedli w pierwszym rzędzie i zostali ochlapani pomidorem w „Przemycie”. Na uwagę w programie niezmiennie zasługuje końcówka podczas której artyści pokazują wpadki które mogą się stać podczas występu albo pomysły jakie mieli na teksty w tym programie. Szpaq spadający ze sceny cały czas potrafi mnie przestraszyć. Na bis zapowiedź nowego programu, już się nie mogę doczekać premiery bo zapowiada się całkiem nieźle.
Przyjezdną gwiazdą pierwszego dnia SZPAKa był kabaret Jurki z Zielonej Góry. 2/3 tego kabaretu było już na festiwalu w zeszłym roku, Przemek jako konferansjer a Znany Wojtek jako juror, w tym roku wraz z Marylką powrócili ze swoim programem „Album Rodzinny” , poprzednio gdy widziałam Jurki miałam do czynienia z programem granym przez samych panów „Po męskiej stronie” toteż perspektywa zobaczenia kabaretu w pełnym składzie była dla mnie czymś nowym.  Niestety, muszę przyznać, że ten „męski” program bardziej przypadł mi do gustu, chociaż może to kwestia miejsca bo nie spotkałam jeszcze fajniejszego miejsca do grania niż piwnica TPS w Stargardzie. Chociaż generalnie nie było źle, było tak typowo po zielonogórsku, spokojnie, delikatnie, trochę stereotypowo.  Bo było o typowej polskiej rodzinie, o poszukiwaniu pracy, o kochankach w sumie sympatycznie, bez fajerwerków. Na bis wyproszony przez Grześka z Szarpaniny „Jaruzelski”, który jak zwykle jak się zaczął tak nie mógł się skończyć.
A kiedy wreszcie się skończył to wraz z nim zakończył się pierwszy dzień IV SZPAKa, wszyscy zbierali za sceną swoje rekwizyty, dojadali te rekwizyty które dało się zjeść i wyruszyli do domu/na imprezę, oczekiwać kolejnych dni festiwalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz