12 października 2011

Cukierkowa Bitwa Warszawska

Zaciągnęli mnie do kina. To dobre określenie, nie poszłam tam z własnej woli. Ale poszłam, to niewątpliwy fakt, poszłam, mimo, że do szkoły miałabym na 10 a do kina musiałam iść na 8:30.
„1920 Bitwa Warszawska” to film z cyklu „Szkoły na to pójdą” toteż, nie spodziewałam się niczego, kompletnie i to, że się niczego nie spodziewałam sprawiło, że mi się podobało. Może nie jakoś specjalnie, miała na to wpływ gra aktorska, bo chociaż nawet Nataszę Urbańską dało się w tym filmie oglądać, o rewelacji w tym temacie nie było.  Urzekła mnie za to, realizacja filmu, bardzo dobre zdjęcia, realistyczne obrazy i o dziwo, 3D które nie drażniło a dodawało uroku.
Co mnie zadziwiło? To, że nie jest to w gruncie rzeczy film historyczny, przynajmniej ja go tak nie odebrałam. Wydarzenia historyczne, owszem są, ale odgrywają tło dla historii o jak zwykle dzielnym, patriotycznym żołnierzu i mądrej, odważnej i pięknej kobiety, która porzuca życie gwiazdy estrady na rzecz zabijania bolszewików. Można i tak, bo dzięki temu, film jest jeszcze bardziej „szkolny” tzn. nawet  średnio rozgarnięte licealistki wytrzymają do końca, chociażby ze względu na Borysa Szyca.
W innych aspektach, nic się nie zmienia, nadal to my Polacy jesteśmy najlepsi, najodważniejsi i inne takie naj. Przeganiamy złych najeźdźców z naszego kraju, i wtedy jesteśmy jeszcze bardziej naj, bo przecież nic nie wskazuje na to, żebyśmy wyszli z tej opresji cało. Wszystko jest tak idealnie piękne, łącznie z miłością głównych bohaterów, że aż czasami chciałam, żeby wizja kolegi siedzącego obok, który co 10 minut przepowiadał śmierć głównego bohatera się ziściła. Sceny walk mi się podobały, bardzo realistyczne, chociaż co dziwne, giną głównie nasi, stwierdziłabym nawet, że bolszewicy strzelają do Polaków jak do kaczek. A Polacy, mimo, że wygrywają zabijają w sumie może z 20…
Ani nie jestem zachwycona, ani się nie zawiodłam. Całkowicie kupuję tę otoczkę, wygląd tego filmu, chociaż momentami jest on trochę karykaturalny. Ale za to, kompletnie nie czuję tej historii o miłości, jakaś taka za bardzo cukierkowa… Czyli jest 1:1, remis, czyli wychodziłoby na to, że nic specjalnego. Ale generalnie, dla spędzenia ciekawego wieczoru, polecam ale bez nastawiania się na dzieło sztuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz