12 marca 2010

Happysad i jego niestety nastoletnie fanki w Słowianinie 6.03.2010

Z okazji tego, nie za niedługo będę świętować kolejną rocznicę przyjścia na świat zafundowałam sobie wyjście na koncert Happysad do szczecińskiego Słowianina. Pierwsza opcja była taka, że pójdę też na ich koncert do Gryfina ale z tego zrezygnowałam na rzecz przyszłego wyjścia na Strachy na lachy.
Pierwsza myśl po przekroczeniu progu klubu? Przede wszystkim poczułam się stara, bo wbrew pozorom w takich miejscach widać ogromną różnicę pomiędzy piętnastolatką a siedemnastolatką. Po drugie poczułam, że nie pasuje do tego miejsca. Bo o ile na koncercie Comy w moich nieśmiertelnych koncertowych rurkach, krótkiej koszulce i długich trampkach czuję się jak w domu, to przez pierwsze pół godziny pobytu w klubie przed koncertem Hs czułam się co najmniej nieswojo. Pomyślałam sobie „ok, jakoś to przeżyję” i zajęłam swoje zwyczajowe miejsce przy barierce wsłuchując się w „Dodekafonie” która leciała z głośników Słowianina. Porozglądałam się trochę za znajomymi (nie znalazłam, wypatrzyłam jedynie osoby które znam z widzenia na różnych koncertach) i przyglądaniu się scenie, poza tym skutecznie udaremniałam gimnazjalistką wypchnięcie mnie spod barierek bo jak słyszałam miały takie plany. Koncerty w Słowianinie zwyczajowo zaczynają się z poślizgiem spowodowanym kolejką w szatni, tak było i tym razem. Impreza zaczęła się więc z półgodzinnym opóźnieniem.
No i wypadało by powiedzieć coś o set liście, ale to jest akurat trudna sprawa. Bo czego tam nie było? Było wszystko: „Made In China”, „Pani K”, „Pętla”, „ Nie ma nieba”, „W piwnicy u dziadka”, „Taką wodą być”, „Mów mi dobrze”, „Kostuchna”, „Sami sobie”, „My się nie chcemy bić” – to z ostatniego krążka (hmm, chyba właśnie wymieniłam 11 z 12 utworów które się tam znajdują). Idąc dalej z płytami to z „Nieprzygody” można było usłyszeć: „Milowy las”, „Styrana”, „Damy radę”, „Ludzie chcą usłyszeć wieści złe”. Z „Podróży Z i Pod Prąd”: „Piękna”, „Łydka” no i z „Wszystko jedno”: „Zanim pójdę”, „Hymn 78”, „Ostatni blok w mieście”, „Ja do Ciebie”, „Wrócimy tu jeszcze”, „Psychologa”, „Jeśli nie rozjadą nas czołgi”. No i oczywiście dwie piosenki dotychczas nie zrzeszone na żadnej płycie „Undone” (mój absolutny faworyt mam nadzieję doczekać tego numeru w wersji studyjnej” i „Ojczyzna”. Wyszło mi razem 27 piosenek co oznacza, że chyba jeszcze o czymś zapomniałam. Zapomniałabym, nadprogramowo została wykonana „Raissa” Strachów na Lachy, zaistniała jako fragment „Hymnu 78”
Słów parę o klimacie. Jeżeli by puścić w niepamięć te gimnazjalistki to było całkiem fajnie tyle, że gorąco ilość wody jaką straciłam przekracza wszelkie normy. Ale chyba warto, bo mimo wszystko lubię tą energię koncertową chociaż chyba jednak zostanę dozgonną fanką wokalistów którzy nawiązują bardziej bezpośredni kontakt z publiką (pan Rogucki na swoich koncertach mnie do tego przyzwyczaił i tak już zostanie).Siniaki mam, gardło zdarłam to znaczy że koncert był dobry.
Kiedy już wszystko się skończyło wyruszyłam zakupić sobie koszulkę zespołu (co ciekawe kupując ją wiedziałam że poruszam ustami mówiąc co chcę ale nie słyszałam czy wydobywa się z nich jakiś dźwięk, dobra rada na przyszłość, nie stawać za blisko głośników) a dodatkowo nabyłam też plakat. Tak uzbrojona wybrałam się na tradycyjne spotkanie z artystami. Tu przyznaję się otwarcie, że głupota piętnastolatek wygrała z moim obyciem na takich spotkaniach i po zdobyciu autografu od wokalisty poszłam do domu nieźle zdenerwowana na te dziewczynki które 5 minut stać spokojnie nie potrafią. Nie wiem, może ja już jestem za stara na takie rzeczy, może jestem przyzwyczajona, że na występach kilku artystów jestem traktowana trochę inaczej niż inny. Nie wiem o co chodzi, pewnie się nie dowiem. Może następnym razem któraś ze stron wykaże więcej cierpliwości, a może nie będzie następnego razu? Wszystko się niedługo pewnie okaże.

1 komentarz:

  1. Cóż. Czy happysad ma tylko nastoletnie fanki? Hmm..pomyślmy...
    17 lat, skóra, glany, długie włosy. Za teksty siedzi u mnie na równi z takimi zespołami jak Hunter czy Eluveitie. Tak że nie ma co się martwić ;)

    Ogólnie dzieciaki to na koncertach duży problem. Swego czasu na Sabatonie w pogo władował się 7 latek a za nim...jego dziadek z którym przyszedł:) Na Sonisphere festival (Mettalica, Anthrax, Megatdeth, Slayer) były ponoć matki z dziećmi. Cóż. Niektórzy myślą, że zespół wejdzie, pogra, pogra i wyjdzie. :)
    Pozdrawiam, może się kiedyś na jakimś koncercie zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń