13 czerwca 2010

Nie taki artysta straszny jak go malują. Czyli Gala Kabaretowa od kuchni.

Satyryk - autor satyr. Utożsamiany z artystą kabaretowym, humorystą, kabareciarzem, komikiem. Satyryk koncentruje się jednak nie na samym rozrywkowym czy komediowym aspekcie humoru, a na wyszydzaniu i ośmieszaniu indywidualnych lub społecznych wad i przywar. 
Według wikipedii to z takimi osobami miałam do czynienia 29 maja w Teatrze Letnim i to nie byli pierwsi lepsi artyści kabaretowi: Hrabi, Adin, Jurki, KMN, Artur Andrus, Tenor a na dokładkę nasza rodzima Szarpanina. Taki skład przybył na tegoroczną pierwszą edycję Szczecińskiej Gali Kabaretowej. Impreza zapowiadana szumnie już kilka miesięcy przed, na kilka dni przed, każdy różowy plakat Gali przyprawiał mnie o mdłości a ogromny banner na Placu Kościuszki gdzie wysiadam codziennie jeżdżąc do szkoły powodował zawroty głowy. Bo kto by pomyślał, że taka pomoc przy gali jaką zaproponowano mi i reszcie SMK to tylko przyjście chwilę przed, zaparzyć kilka kaw i oglądać co się dzieje na scenie ten by się grubo pomylił. 
Przyjść trzeba na 8 godzin przed Galą, żeby po pierwsze posprzątać scenę zepsutym mopem, który wręczyły nam panie z obsługi technicznej amfiteatru, które jeszcze nie raz tego dnia utrudniały nam życie. Kiedy scena jest czysta trzeba się troszeczkę ogarnąć w łazience, która ma jakieś półtora metra kwadratowego powierzchni. Kiedy to się już uda, głównym wrogiem obsługi artystów staje się ekspres do kawy. Bo niby skąd mamy wiedzieć jak się tym obsłużyć? Po pół godziny jeden udało się uruchomić a drugi do dziś pozostaje tajemnicą. Na szczęście udało się to nam przed przyjazdem pierwszych artystów, pierwsze godziny po ich przyjeździe były faktycznie luźne, nikt się specjalnie nie przepracowywał, jedynym problemem było to, że międzyczasie ktoś zamknął nam drzwi do damskiej toalety. Klucz odnalazł się dopiero kilka godzin później. Na jakieś 4 godziny przed programem scenicznym praca w bufecie trwa w najlepsze, kanapki znikają, kawa się robi a kawałek za barem odbywa się próba odśpiewania tekstu ściągniętego tak jak początek tego artykułu z wikipedii. Artyści też, często zapominają wziąć czegoś z domu co oznacza wycieczkę do Centrum Handlowego razem z jedną z członkiń SMK. Kiedy jedna pojechała pozostała szóstka przyglądała się próbą, kontynuowała robienie napojów lub szukała żelazka. No właśnie, to niepozorne urządzenie stało się jednym z największych zakulisowych problemów gali, na równi z poplamionymi obrusami i brakiem korkociągu. Na wyposażeniu amfiteatru była deska do prasowania ale żelazko już nie, a od obsługi można było się dowiedzieć, że może pani kierowniczka ma żelazko ale ona będzie koło 15. Żelazka od pani kierowniczki nie widziałam za to pan Organizator żelazko załatwił, obrusy też ale korkociągu nie. Na skutek czego butelki były otwierane w sposób niekonwencjonalny. 
Podczas programu scenicznego w barze trwała projekcja meczu piłkarskiego a później transmisja finału Eurowizji. W między czasie do moich uszu dobiegło jezszcze na przykład potemowe „Nudzę się” puszczane z youtuba. Kto powie, że taka 14 godzinna praca za kulisami się nie opłaca ten po części będzie miał rację. Bo nie opłaca się z tego względu, że nic się nie zobaczy z programu scenicznego. Oglądałam jedynie jakieś fragmenty na telewizorze ustawionym w klubo-kawiarni za sceną a przed sceną dowiedziałam się tylko, że jestem dodatkiem do nagrody którą zdobędzie osoba, która złapie piłeczkę którą zaraz miałam wyrzucić w publiczność. Tu brawa dla Pana Andrusa bo dzięki tym żartom rzucanym pod moim adresem zupełnie zapomniałam, że muszę wyjść przed kilkutysięczną publiczność. Oglądałam próby, znaczy jakieś fragmenty prób, kilka łączonych numerów, prawie cały występ Tenora i piosenkę „Pocałuj Małpoluda” którą Bajer skierował do Smutnego siedzącego na widowni czym spowodował wybuch radości wszystkich siedzących wtedy na widowni zaczynając od SMK po Szymona Jachimka siedzącego gdzieś z tyłu. Program sceniczny w całości zrekompensowały mi komentarze do meczu i Eurowizji. Poza tym, w kulisie było tak…ludzko. Na początku zajmowania się chodzeniem na występy w życiu bym nie pomyślała, że kiedyś będę siedzieć w barze do którego nagle wpadnie Góral tylko po to, żeby się mnie zapytać jak mecz, czy kiedy będę ustawiać butelki za sceną i trząść się z zimna przyjdzie Sasza i każe mi się iść ubrać żebym tak nie marzła. Bo kto by mógł przypuszczać, że będę kroić owoce i warzywa na obiad dla Asi Kołaczkowskiej a potem warzywa kroić razem z Saszą na sałatki dla publiczności? Jeszcze kilka miesięcy temu to byłaby jakaś chora wizja. 
Punktem kulminacyjnym było z pewnością wyjście na samą scenę z paprykarzami-medalami dla kabareciarzy. Zaskoczenie na twarzach Moralnych którzy przypadli mi w udziale- bezcenne bo chyba tylko Darek Kamys wiedział o tym punkcie programu. Kolejnym punktem w programie było rozdanie paprykarzy i kwiatów publiczności. Okazało się, że przygotowanych rzeczy do rozdania jest więcej niż artystów dlatego część musiało rozdać SMK. Mi przypadł w udziale bukiet kwiatów, który z ogromną przyjemnością rozdałam zgromadzonym, nie wiedziałam można się aż tak cieszyć z rozdawania kwiatków. Po powrocie za scenę zaczęło mi się zbierać na płacz. Wszyscy artyści dziękowali za cały spędzony razem dzień sobie nawzajem, organizatorowi i mi, która stałam gdzieś z boku żeby nie przeszkadzać. Dziewczyny rozdawały jeszcze paprykarze a ja przyjmowałam kolejne podziękowania, które nie ustawały przez dłuższą chwilę, a kiedy dziewczyny wróciły podziękowania przetoczyły się jeszcze raz, niektórzy, jak Darek Kamys dziękowali nam nawet po kilka razy. Dopiero wtedy tak naprawdę czuje się, że zrobiło się coś fajnego, że to ma sens. Mam tylko nadzieję, że słowa „do zobaczenia” się wkrótce sprawdzą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz