11 lutego 2011

Słuchajcie w TPS, czyli faceci w panierce.

                Z umiarkowanym entuzjazmem przyjęłam wiadomość o tym, że do Towarzystwa Przyjaciół Stargardu w ostatnią niedzielę stycznia przyjeżdża kabaret Słuchajcie. Ostatnio miałam z nimi do czynienia w wakacje 2009 i mimo  to, że od tego czasu bardzo dużo się u nich pozmieniało po prostu, najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się jechać,  chociaż wmawiałam sobie, że jest inaczej. Wmawiałam to sobie tak długo, że aż sobie uwierzyłam i pojechałam.  Pojechałam głównie dlatego, żeby zobaczyć na własne oczy nowy (chociaż w sumie już nie taki nowy) nabytek Słuchajcie: Janusza Pietruszkę. Bo mówili mi, że zdolny, utalentowany, trzeba było te „ochy i achy” zweryfikować.
                Nastawiona byłam na delikatny, zielonogórski kabaret, dobrze zrobiony aczkolwiek nie jakoś wyjątkowy śmieszny. O jak ja się pomyliłam! Delikatnie na pewno nie było, nie mówiąc już w ogóle o umiarkowanie śmiesznych żartach. W odbiorze programu na pewno pomógł specyficzny klimat stargardzkiej piwnicy . Która jest najodpowiedniejszym miejscem do całkowitego „chłonięcia” kabaretu jakie w życiu spotkałam. Słuchajcie wstrzelili się doskonale w moje ostatnie kabaretowe gusta, program zawiera dużo bardzo abstrakcyjnych tekstów i w tę abstrakcję całkowicie dałam się ponieść. Bo któż z nas, nie był kiedyś zawiedziony, że nie został papieżem albo nie nękały go wizje farmaceutów eksperymentujących dzięki zapasom w swojej aptece? No i piosenki, piosenki. Tego nawet jak na Zieloną Górę która generalnie lubi śpiewać, było sporo. Bo w Słuchajcie jest komu śpiewać, skarbem całej sceny kabaretowej w tej dziedzinie od lat jest Tomek Łupak, który doskonale odnajduje się zarówno w reperaturze rodem z boys bandów jak i w patetycznej pieśni o… firance czy w piosence o przeuroczym motylku z nadwagą. Były w tym programie też dla mnie momenty grozy i zarazem przestrogi, żeby nigdy nie siadać w pierwszym rzędzie. A mianowicie, skecz o nazywając ich delikatnie, mieszkańcach wsi którzy poszukują sobie dziewczyny. Wątpliwej urody bohaterowie skeczu obrali sobie mnie za cel podrywu tego wieczoru. Mimo, że gdyby im się dłużej przyjrzeć to byli całkiem uroczy, ale za nic nie dałabym im kluczy do mieszkania ;)
                Występ mnie zaskoczył, nie spodziewałam się, że będę bawić się aż tak dobrze. Pomimo, że znowu ktoś czepił się mojego obiektywu od aparatu, tym razem ze sceny. Może on i długi, ale jakie zdjęcia robi! Wieczór zwieńczyłam zakupem filmów Miszcza Władysława Sikory „Baśń o ludziach stąd” i „Zamknięci w Celuloidzie” (niedługo pewnie się tu pojawi coś na temat tych filmów). Wniosek: chodzić na występy! Jak się nie chce i jak brzydka pogoda i jak kabaretu się nie zna. Bo fajne (czasem przedpremierowe) rzeczy można zobaczyć! Zapamiętam sobie ten występ jako przestrogę, żeby nie chodzić tylko na to, co już nam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz