11 lutego 2011

Baśń o Ludziach Zamkniętych w Celuloidzie Stąd

                Zarówno „Baśń o Ludziach Stąd” jak i „Zamknięci w Celuloidzie” są dla mnie jako fanki polskiej sceny kabaretowej filmami kultowymi. Nie tylko ze względu na osobę reżysera – Władysława Sikorę ale biorąc pod uwagę liczbę kabaretowych „gwiazd” które przewijają się w tych filmach.
                Chyba właśnie ze względu na „gwiazdę”  w postaci Roberta Górskiego około roku 2007 natrafiłam na film „Baśń o Ludziach Stąd” gdzieś w jakości internetowej. Co prawda, było już wtedy 4 lata po premierze, ale byłam wtedy na etapie chłonięcia wszystkiego z czym ma wspólnego ktokolwiek z Kabaretu Moralnego Niepokoju (całe szczęście, przeszło mi ) dopiero potem, stopniowo odkrywałam kim są ludzie którzy grają w tym filmie oprócz Roberta (okres fascynacji Zielonogórskim Zagłębiem Kabaretowym, przeszło mi połowicznie, bo ostatnio wróciło ale słabsze i w innej formie). Z „Zamkniętymi w Celuloidzie” było trochę lepiej, bo pierwszy raz oglądałam ten film 2 lata po premierze, w roku 2009, kiedy to moje gusta kabaretowe i świadomość były mniej więcej ukształtowane. Okoliczności zobaczenia „Zamkniętych…” były również niecodzienne bo pokaz filmu odbywał się podczas „Kabaretowej Nocy Filmowej” w ramach III edycji SZPAKa. Smaczku dodawał fakt, że na sali był obecny reżyser i część aktorów (w tej chwili jestem na 100% pewna, że byli Przemek Sasza Żejmo i Znany Wojtek Kamiński). Wreszcie pod koniec roku 2010 oba filmy zostały wydane na DVD i mogłam do nich podejść jeszcze raz, w lepszej jakości.
                Starszy z tych filmów czyli „Baśń…” jest z pewnością bardziej klimatyczny. Odbywający się w ściśle zamkniętym środowisku ludzi „stąd”. To za ten klimat i za postać Szkarłatnego Leona polubiłam tą produkcję. No i za szczerość „jak miałbyś dwa wina to byłbyś szczęśliwy”, no jakby się tak zastanowić… Szalone pościgi, czarne charaktery, zakazana miłość – wszystko co powinno zawierać dobre kino ubrane w nieco infantylne postacie terroryzowane przez króla żuli, prezesa bez twarzy.   Do tego wszystkiego nieco narwany superbohater, który jak to często bywa chce dobrze ale mu nie wychodzi. Przy okazji mały prztyczek w nos dla osób, które żyją Tam a nie Tu.
                Drugi film przedstawia 3 historie miłosne a raczej wariacje twórcy na temat filmów o miłości. Momentami podczas oglądania  „Zamkniętych…” aż mdli z nadmiaru słodyczy zawartego w dialogach, ale taki efekt jest z pewnością zamierzony. Nawet piosenka promująca film jest do bólu słodka „kocham, kocham mówię drzewom, kocham, kocham ptakom śpiewam…”  - to mówi samo za siebie. Najwyższą władzę w filmie ma reżyser który kieruje postaciami w filmie tak jak mu się akurat podoba, czasami nawet bardzo okrutnie. Generalnie cały film jest swobodną interpretacją mistrza Sikory (już nawet nie Miszcza) typowego filmu romantycznego, które jak sam twierdzi w filmie wybitnie go irytują. Chociaż właściwie, kto by nie chciał przeżyć przez chwilę takiej miłości jak ta pokazana w pierwszym i drugim epizodzie filmu, wszak to historie z happy endem, a nawet nie tylko „endem”
                Poza tym, że Sikora w swoich filmach pozwala sobie absolutnie na wszystko i realizuje to tak jak mu się akurat w danej chwili podoba to często właśnie, coś przestaje mu się podobać. Stąd poprawki i różne wersje montażowe. Na czymś takim na pewno zyskała „Baśń…” która w wersji na DVD jest sprawniejsza i co jest dla mnie osobiście plusem jest dodane trochę więcej Szkarłatnego Leona. Z kolei „Zamknięci…” a ściślej mówiąc, ostatni epizod, historia Stachowiaka trochę straciła, jakoś bardziej podobała mi się wersja widziana na SZPAKu.
                Ale skoro taka jest wola reżysera to najwyraźniej tak po prostu musi być. To, że filmy zostały wydane na DVD już wydaje się w jakiś sposób aktem łaski. Chociaż z drugiej strony, nie tak łatwo było na początku dostać te filmy, teraz właściwie, żeby dostać je w deklarowanej przez Sikore cenie 20zł trzeba się pofatygować na występ jakiegoś kabaretu z ZZK. Jak komuś nie po drodze na występ to niestety zostaje przepłacanie w Internecie. No i przecież jeszcze płyta z dodatkami, która też ma być dostępna tylko po występach kabaretów z Zielonej Góry.
                Ciekawa jestem, czy jeszcze kiedykolwiek Sikora pokusi się o nakręcenie kolejnego pełnometrażowego filmu. A jeżeli tak, to jaka będzie kolejna wola Boga-reżysera jak sam siebie określa wobec swoich poddanych – postaci. Pożyjemy, zobaczymy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz