15 grudnia 2011

SZPAK V przeleciał

To nie jest recenzja, to nie jest nawet relacja, w sumie nie wiem, co to jest. Nazwijmy to, więc, kroniką z szaleńczego festiwalowego pędu.
Część 1 „Obowiązek kronikarski”, czyli „odbyło się”
                Długo zastanawiałam się jak ugryźć tego SZPAKa, ten wstęp, który widzicie u góry napisałam chyba od razu po festiwalu. Już wtedy wiedziałam, że jeżeli chodzi o ten festiwal to raczej to to być nie może, relacja też nie bardzo bo za mało widziałam na scenie żeby się wymądrzać o walorach artystycznych chociaż to co widziałam zrecenzuje z przyjemnością.
                V SZPAKa tak właściwie rozpoczęłam gdzieś w połowie października. Załatwianie, dzwonienie, dziesiątki harmonogramów, mój notes w pewnym momencie przypominał swoją grubością encyklopedię od kartek, które w nim nosiłam. Aż w końcu nastały warsztaty.
                W tym roku zmieniliśmy miejsce warsztatów, podstawowym plusem tej zmiany była temperatura, w Inkubatorze Kultury jest ciepło. To, jeżeli przypomnimy sobie klimat Kontrastów jest niesamowitym pójściem na przód. Mocno na przód poszła też liczba uczestników. W sobotę było ich parwie 30, z jednej strony fajnie, że w Szczecinie wśród młodych ludzi jest tak duże zainteresowanie kabaretem ale z drugiej wpłynęło to znacząco na czas, przy takiej liczbie uczestników nie można było przeprowadzić tylu ćwiczeń co rok wcześniej.
                Kolejną tegoroczną zmianą, były imprezy klubowe SZPAK zyskał drugą siedzibę, klub P1erwsze Miejsce, w którym odbyły się 3 imprezy: pokaz powarsztatowy z gwiazdą wieczoru kabaretem PUK, Stand Up bez Cenzury i Kabareton Fighterski. Co do warunków w samym klubie było nieźle, o ile siedziało się na krześle, w przeciwnym razie wszystko zasłaniały filary. No i scena, nieco za mała, zwłaszcza dla warsztatowiczów, gdzie w jednym skeczu na scenie stało ponad 20 osób.
Część 2 „Obowiązek recenzencki”, czyli „widziało się”
                Konkurs w roku podobno nie był na najwyższym poziomie. Piszę podobno, bo nie jest to moje zdanie, a nie jest to moje zdanie, ponieważ, nie widziałam wszystkich występów. Ale jako człowiek lubi się pastwić chętnie odnotuję to, co widziałam, w kolejności zupełnie losowe (w momencie pisania tego tekstu leżę na środku ringu bokserskiego i nie mam przy sobie programu – nie pytajcie, wyjaśnię w za parę notek)
                Kempa czyli debiutant na SZPAKu zagrał, jako pierwszy w pierwszym dniu konkursu generalnie udało mu się zaskarbić przychylność publiczności, może nie całej i nie wszystkimi żartami. Ale on ma w  w sobie coś takiego fajnego, to właśnie nie treść i nie forma jego występu (bo te rzeczy tam nie występują) ale ta „fajność” jest jego siłą. Chociaż czasem jest na takim poziomie abstrakcji, że aż trudno w to uwierzyć.
                Odnotowałam fakt, że Chyba ma częściowo nowy program i że mają w nim piosenkę, ale poza odnotowaniem tego faktu nie mam nic do powiedzenia, bo tego nie oglądałam, to samo z Liquidmime, wiem tylko, że mają coś nowego ale jakoś tak się stało, że znów ich nie oglądałam.

                Widziałam za to Tiruriru, którzy wystąpili pod koniec 1 dnia, w sumie był to jeden z występów, na które na SZPAKu autentycznie czekałam, bo mówili, że młodzi, zdolni itp. Musiałam to potwierdzić osobiście. Muszę przyznać, że potwierdziłam, ogląda się ich bardzo przyjemnie, to wszystko jest takie delikatne – to chyba dobre słowo do określenia klimatu ich występu, czysta Zielona Góra.
                Kolejnym składem, który bardzo chciałam zobaczyć byli Fachofcy, zarówno oni jak i Tiruriru są przecież podopiecznymi samego miszcza Sikory, więc można było spodziewać się wiele, Co do Fachofców mam mieszane uczucia, bo z jednej strony fajne rozwiązania i ciekawe pomysły a z drugiej czasami wręcz rażący brak warsztatu. Dla Fachofców wiedzę dwie drogi, albo poprawią warsztat i za parę lat będą mistrzami kabaretu około absurdalnego albo nie poprawią i znikną tak szybko jak się pojawili. Są podopiecznymi Sikory, więc to drugie im raczej nie grozi dlatego z ciekawością czekam na rozwój wydarzeń.
                W konkursie widziałam jeszcze kabaret Chwilowo Kaloryfer, ale szczerze ciężko napisać mi cokolwiek na tak, ale też nie potrafię napisać nic na nie, było…zwyczajnie. Były gagi, pointy, skecze, były umiejętności aktorskie na fajnym poziome, czyli chyba było dobrze.
                Ja to mam chyba spaczony gust. Nie dość, że nie jestem fanką ani twórczości kabaretu który zajął 3 miejsce (Chyba), ani zwycięzców (Liquidmime) to program laureatów II nagrody nie podogał mi się w ogóle. Zygzak mnie zmęczył, tzn. sprawił że czułam się jeszcze bardziej zmęczona niż byłam w rzeczywistości, chociaż myślałam, że jest to już niemożliwe. A jednak, nie wiem , może to nie był mój typ humoru czy coś ale ten występ niesamowicie mi się dłużył;.
                Żeby było miło i przyjemnie, pieśni pochwalne zostawiłam sobie na koniec, Numer Dwa… drugi rok z rzędu mnie zaskoczyli, podobali mi się niesamowicie, lekko, śmiesznie, czasem niecno chaotycznie ale to taka typowa cecha młodych kabaretów. Byle tak dalej!
Jeżeli chodzi o tzw. Imprezy towarzyszące to w tym roku mieliśmy dość bogatą ofertę. Już w czwartek po pokazie powarsztatowym (występowałam w nim, jestem nieobiektywna, nie będę się z tym szarpać) wystąpił kabaret Puk z programem „Jebudu”. Widziałam ten program fragmentami ale muszę przyznać, że jest to właśnie to, co ostatnio w kabarecie bardzo cenię, odwaga, brak tematów tabu, energia, dynamika. Szkoda tylko, że takie rzeczy jak „Jebudu” nigdy nie będą w pełni akceptowane przez publiczność i przez to trafiają tylko do wąskiego grona odbiorców.
Fragmentami widziałam też Stand Up, jestem coraz bardziej zachwycona tym co na scenie mówi Abelard, z kolei Kacper zaskakuje mnie w tą odwrotną, poza tym złamał obietnicę dotyczącą tego, że nie powie nic ze starego programu. Za to Katarzyna niezmiennie równo. Z kolei kabareton Fighterski widziałam w jakoś ¾ , i muszę przyznać, że czułam tę walkę artystów z publicznością, skecze bez point z niemożliwie długimi pauzami… To trzeba było zobaczyć na własne oczy żeby uwierzyć
Część 3 „Obowiązek organizatora” czyli „robiło się”
Można spokojnie stwierdzić, że spędziłam ten festiwal w podróży pomiędzy hotelem a Pleciugą. Pan w recepcji w pewnym momencie zaczął się śmiać na mój widok. Ale było warto, zwłaszcza dla oglądania takich tłumów w Empiku na spotkaniach z Tomkiem Jachimkiem i panią Marią Czubaszek. Na spotkaniu z panią Marią było tyle osób, że martwiliśmy się, czy zdążymy na konkurs. Fajne uczucie tak widzieć, że przyczyniło się do czegoś, co sprawiło ludziom tyle radości. Samym organizatorom dużo frajdy sprawił też turniej piłkarski, może i drużyna organizatorów zajęła ostatnie miejsce ale zabawy było mnóstwo. To nie był dla mnie typowy festiwal, ciężar odpowiedzialności był czasem aż za bardzo przytłaczający zwłaszcza w dniu finału. Ale niesamowicie warto jest robić coś takiego, dla zawartych znajomości, dla ludzi, którzy zaskoczyli mnie swoim ciepłem i zaufaniem w stosunku do tak młodej dziewczyny, która pierwszy raz objęła tak ważne stanowisko na festiwalu. Miłe było, że wiedzieli że zawsze mogą na mnie liczyć, czy zadzwonią do mnie o 9 rano (tego telefonu nigdy nie zapomnę :D ) czy o 24, jestem zawsze i zawsze pomogę.
V SZPAK niewątpliwie zakończył się sukcesem, kabaretów, organizatorów, gości i wszystkich innych którzy byli tam z nami, pozostaje czekać na VI edycję, a powiem Wam, że jest na co czekać!

PS. Zimna pizza na śniadanie o godzinie 17:00 jest dobra, jeżeli tylko chce się w to uwierzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz