Szczecin lubi rocka, rock lubi Szczecin, czy coś w tym
stylu. W każdym bądź razie poza dusznymi i stosunkowo małymi koncertami w
Słowianinie brakowało w kalendarzu kulturalnym Szczecina imprezy z taką muzyką
na dużą skalę.
I oto
jest, pojawiła się, Szczecin Baltic Rock Meeting, wielkie święto muzyki
rockowej , w amfiteatrze zagrali: Pomorzanie, Chorzy na Odrę, Lipali, Kult,
Bona Fides, Listopad, Muchy, Oedipus, Carpark North, Fortepain, Power of
Trinity,Hurt, Strachy na Lachy, happysad, Listopad, Quo Vaids, Coma i Illusion.
Czyli jak widać gwiazdy nie tylko polskiej sceny, którym towarzyszyły zespoły
wywodzące się ze Szczecina, świetne posunięcie w stronę promocji naszych
rodzimych artystów.
Gdy
zostałam zaproszona do współpracy podczas tego festiwalu nie zastanawiałam się
nawet przez chwilę. Jak się okazało, pomimo kilku zgrzytów, słusznie, w końcu
nie codziennie zdarza się okazja, żeby poznać swoich muzycznych idoli i
zobaczyć, jak tak ogromne przedsięwzięcie odbywa się od strony kuchni.
Częściowo dosłownie ze strony kuchni, bo jednym z obowiązków moich koleżanek i
moim była obsługa festiwalowego baru, przez który przewijały się wszystkie
festiwalowe gwiazdy.
Innym
obowiązkiem było przygotowanie festiwalowych garderób. Ridery często
zaskakiwały, czasem skromnością, czasem czymś wręcz przeciwnym. Nie mniej,
zabawa była przednia, zwłaszcza kiedy można było się ganiać po korytarzu na
krzesłach z kółkami i jeździć autem po chleb o 24 „bo się skończył, a musi
być”. Do moich innych, późniejszych obowiązków należało wydawanie bransoletek
uprawniających do wejścia dla gości i akredytowanych dziennikarzy, to dopiero
była zabawa! Zgubione identyfikatory, „bo ktośtam mógł to dlaczego ja nie?”, „bo
kolega zaraz przywiezie”, istny kocioł.
Jeżeli
chodzi o koncerty to widziałam mało, jeżeli by nie powiedzieć bardzo mało,
obejrzałam całą Comę ale to powiedzmy, ze względów organizacyjnych, trochę
Much, trochę Strachów, trochę Oedipus i ze 2 piosenki Kultu, nie za dużo, ale
wystarczyło, żeby powiedzieć, że muzycznie festiwal był bardzo, bardzo dobry.
Gorzej z frekwencją, rozmawialiśmy na ten temat niemal codziennie, teorie były
różne, za drogie bilety, rozbicie na 2 weekendy, zbyt wczesna godzina
rozpoczęcia…nie wiem czy cokolwiek z tego jest trafione, najwięcej ludzi było
oczywiście w tych dniach, gdzie grała Coma, Illusion, happysad czy Strachy na
Lachy, czyli w drugim weekendzie, więc może to właśnie w doborze zespołów tkwił
problem? Zobaczymy w przyszłym roku, o ile uda się zorganizować kolejną edycję.
Niesamowite
4 dni, pełne rzucania wulgaryzmów, szybkiej jazdy samochodem, krzyków,
problemów, dobrej zabawy, euforii, bolących nóg i mnóstwa innych rzeczy, ale i
tak kocham tę robotę.
PS. A Grabaż jest moim mistrzem tego festiwalu, o. I nikt mi już nie wmówi, żadnych rzeczy o gwiazdorstwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz