17 lipca 2012

Zmagania z rockiem od strony kuchni – Szczecin Baltic Rock Meeting.


Szczecin lubi rocka, rock lubi Szczecin, czy coś w tym stylu. W każdym bądź razie poza dusznymi i stosunkowo małymi koncertami w Słowianinie brakowało w kalendarzu kulturalnym Szczecina imprezy z taką muzyką na dużą skalę.
                I oto jest, pojawiła się, Szczecin Baltic Rock Meeting, wielkie święto muzyki rockowej , w amfiteatrze zagrali: Pomorzanie, Chorzy na Odrę, Lipali, Kult, Bona Fides, Listopad, Muchy, Oedipus, Carpark North, Fortepain, Power of Trinity,Hurt, Strachy na Lachy, happysad, Listopad, Quo Vaids, Coma i Illusion. Czyli jak widać gwiazdy nie tylko polskiej sceny, którym towarzyszyły zespoły wywodzące się ze Szczecina, świetne posunięcie w stronę promocji naszych rodzimych artystów.
                Gdy zostałam zaproszona do współpracy podczas tego festiwalu nie zastanawiałam się nawet przez chwilę. Jak się okazało, pomimo kilku zgrzytów, słusznie, w końcu nie codziennie zdarza się okazja, żeby poznać swoich muzycznych idoli i zobaczyć, jak tak ogromne przedsięwzięcie odbywa się od strony kuchni. Częściowo dosłownie ze strony kuchni, bo jednym z obowiązków moich koleżanek i moim była obsługa festiwalowego baru, przez który przewijały się wszystkie festiwalowe gwiazdy.
                Innym obowiązkiem było przygotowanie festiwalowych garderób. Ridery często zaskakiwały, czasem skromnością, czasem czymś wręcz przeciwnym. Nie mniej, zabawa była przednia, zwłaszcza kiedy można było się ganiać po korytarzu na krzesłach z kółkami i jeździć autem po chleb o 24 „bo się skończył, a musi być”. Do moich innych, późniejszych obowiązków należało wydawanie bransoletek uprawniających do wejścia dla gości i akredytowanych dziennikarzy, to dopiero była zabawa! Zgubione identyfikatory, „bo ktośtam mógł to dlaczego ja nie?”, „bo kolega zaraz przywiezie”, istny kocioł.
                Jeżeli chodzi o koncerty to widziałam mało, jeżeli by nie powiedzieć bardzo mało, obejrzałam całą Comę ale to powiedzmy, ze względów organizacyjnych, trochę Much, trochę Strachów, trochę Oedipus i ze 2 piosenki Kultu, nie za dużo, ale wystarczyło, żeby powiedzieć, że muzycznie festiwal był bardzo, bardzo dobry. Gorzej z frekwencją, rozmawialiśmy na ten temat niemal codziennie, teorie były różne, za drogie bilety, rozbicie na 2 weekendy, zbyt wczesna godzina rozpoczęcia…nie wiem czy cokolwiek z tego jest trafione, najwięcej ludzi było oczywiście w tych dniach, gdzie grała Coma, Illusion, happysad czy Strachy na Lachy, czyli w drugim weekendzie, więc może to właśnie w doborze zespołów tkwił problem? Zobaczymy w przyszłym roku, o ile uda się zorganizować kolejną edycję.
                Niesamowite 4 dni, pełne rzucania wulgaryzmów, szybkiej jazdy samochodem, krzyków, problemów, dobrej zabawy, euforii, bolących nóg i mnóstwa innych rzeczy, ale i tak kocham tę robotę.

PS. A Grabaż jest moim mistrzem tego festiwalu, o. I nikt mi już nie wmówi, żadnych rzeczy o gwiazdorstwie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz