10 lipca 2010

Szczecińska Noc Kabaretowa - albo naprawdę było tak źle albo to ja jestem jakaś nienormalna.

Pojawienie się w szczecińskich mediach informacji o Szczecińskiej Nocy Kabaretowej osobiście odebrałam jako jawną konkurencję Szczecińskiej Gali Kabaretowej. Prawdopodobnie jest to spostrzeżenie w ogóle nie trafione, a pojawiło się ze względu na moje oczywiste powiązania z tą drugą imprezą.
Jakiekolwiek nie byłyby intencje organizatora, 25 czerwca odbyła się pierwsza edycja Szczecińskiej Nocy Kabaretowej. Skład, przynajmniej dla mnie nie był zbytnio zachęcający: Kabaret Ciach, Stanisław Tym (na plakatach i biletach widniało Stanislaw – a ja myślałam, że używanie polskich znaków nie boli), Kabaret Nowaki, Kabaret Paranienormalni. 
Już od początku było pod górkę, nawet dosłownie bo niezwykle kompetentni ochroniarze, że wejście na dole będzie zamknięte, co później okazało się bzdurą bo siedząc już na widowni widziałam jak ludzie przychodzą od dolnej bramy. 
Miejsce w którym zwykłam siadać na imprezach w amfiteatrze tym razem było zajęte przez ludzi związanych z Polskim Czerwonym Krzyżem, ponad to, kabareton był połączony ze zbiórką pieniędzy dla powodzian. Bardzo dobry pomysł zważywszy na to, że publiczność tym razem bardzo dopisała.
Jeżeli chodzi o sam program sceniczny to dla mnie światełkiem w tunelu była konferansjerka powierzona Tomkowi Marciniakowi i Kamilowi Pirógowi z kabaretu Nowaki. Luźno z pomysłem, czasem trochę długo ale chyba nikt z publiczności nie miał tego za złe. 
Ze swoim programem jako pierwszy wystąpił kabaret Ciach w męskim składzie, na scenie zabrakło Małgosi Czyżyckiej. Nie zaskoczyli. Zagrali wszystkie skecze znane mi już ze szklanego ekranu i prawdę mówiąc dłużyło mi się. Poza tym, kiedy do publiczności została przekazana kiełbasa uświadomiłam sobie jak bardzo jestem głodna (po czym zapchałam się popcornem). Ale wracając. Na scenie pojawił się złomiarz z dość nietypowymi rzeczami do oddania w skupie, próbowano też rozwikłać zagadkę zaginionego węgla podając jak najdokładniejsze szczegóły. Podczas występu przyjmował również weterynarz, który musiał rozwikłać problem pewnego psa czy kota…z resztą co za różnica? Nie o zwierzę tu wszak chodziło. Nastąpiła również próba zaplanowania budowy autostrady, która w końcowym efekcie okazała się być rondem. Publiczności najbardziej spodobał się skecz o znawcy feng shui który na widowni odnajdywał złą energię na którą lekarstwem były torebki zielonej herbaty których nie wolno połykać bo trzeba „naciągać”. Na zakończenie Ciach pokazał piosenkę rodem z dworów królewskich, która przypadła do gustu najmłodszym którzy zaczęli się tradycyjnie gromadzić tuż pod sceną. 
Potem podobno wystąpił pan Tym ale ja nie wiem, sprawdzałam stan wody w Rusałce. Wniosek – woda w normie ale dookoła kręcą się dziwni ludzie.
Na widownię wróciłam kiedy na scenę mieli wejść Nowaki. Program nie zmienił się dużo od marca. Nawet mi się podobało, chociaż wulgaryzmów jest w dalszym ciągu sporo, jak dla mnie za dużo. Oprócz takich skeczów jak ten o rozmowie o pracę czy szkoła tańca, pojawiła się historia o ustalaniu ojcostwa – czyli wszystko to co znane już jest widzom telewizyjnym. Dodatkowo pojawił się skecz o zakonnicy która prowadzi zespół przygotowujący piosenkę na Przystanek Jezus. Ciekawie, odważnie, kontrowersyjnie czyli to co lubię. Taki smaczek dla publiczności która przychodzi na żywo bo telewizja tego skeczu raczej na live nie puści. Ogólnie wypadli pozytywnie, szkoda tylko, że grali tak krótko.
Jako ostatni (czyli w domyśle że gwiazda wieczoru? Nie wiem ale kiedy bym nie była na ich występie na kabaretonach zawsze grają ostatni) zagrali Paranienormalni. I o ile rok temu mi się naprawdę podobało to w tym roku nijak nie mogłam się wczuć w to co robią na scenie. Na początku bardzo długi wstęp, zupełnie nie potrzebny, mógłby być o połowę krótszy, przedstawianie Michała Paszczyka jako nowego członka kabaretu jest po takim czasie jego gry w kabarecie już dużym przegięciem. Po występie zagrali mój ulubiony skecz z ich repertuaru, ten o zmianie płci ale tym razem nawet to nie zażarło, znając pointę nudziłam się niemal od samego początku. Paranienormalni pokazali również nowy skecz, który na początku mógł się podobać bo pomysł jest fajny ale sami aktorzy nie pokazują w nim nic nowego, ot kolejne „nowe” takie samo wcielenie Igora. Później na scenie zaczęła królować „Mariolka”. Ja chyba słyszałam przy premierze DVD, że PNN mają się z tym skeczem pożegnać… Na tak zwany finał zagrali „Radio” w nowej, kolejnej już wersji z gratisową postacią która jako pierwsza przychodzi na casting i z improwizacją która tak naprawdę nie wiem na ile była improwizacją, ale jakkolwiek lubię to formę na scenie to teraz się porządnie wynudziłam. Niezwykłe opowieści o zwierzętach z lasu już słyszałam w wykonaniu innego kabaretu a powielanie schematów nie przynosi żadnemu twórcy nic dobrego. Porządnie znudzona razem z Magdą i Julką krzyknęłam w stronę artystów „TELEFON!” (kto był na występie PNN wie o co chodzi) i artyści chyba zauważyli, że coś jest nie tak bo chwilę później zakończyli swoje popisy. 
Podsumowanie? Było bardzo średnio. Nie ta godzina (od 20 do 24), nie to miejsce, nie ten skład. Może innym razem będzie lepiej, w innych okolicznościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz