24 sierpnia 2010

Kabaretobranie 2010 czyli Zielona nie taka kabaretowa jak się wydaje

Zielona Góra to jak powszechnie wiadomo stolica polskiego kabaretu, podejrzewam, że każdy fan polskiej sceny kabaretowej potrafi spokojnie wymienić co najmniej 5 ekip stamtąd (sprawdziłam na sobie, jak się wysiliłam to wymyśliłam 9). Dlatego bardzo cieszyłam się na wyjazd na Kabaretobranie. W sumie składem ta impreza niewiele nawiązywała do Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego ale pomyślałam sobie, że po Zielonej można spodziewać się dobrego kabaretonu kto by tam nie przyjechał, wszak organizatorem imprezy był Janusz Rewers z kabaretu Ciach.
Od początku było ciekawie. Na sobie tylko wiadomej stacji o dziwnej nazwie do pociągu relacji Szczecin- Zielona Góra wsiadł nie kto inny jak Artur Andrus co było bardzo dużym powodem do radości dla mnie, Magdy i Julki. Szczerze? Kiedy poszedł zająć miejsce w sąsiednim wagonie popłakałam się ze śmiechu, chociaż nie, to był płacz i śmiech z szoku nad absurdem tej sytuacji. Wszak pół godziny wcześniej darłam się w tym samym pociągu „Piłem w Spale, spałem w Pile(…)”. W samej Zielonej Górze okazało się, że miejsce w którym miałyśmy zarezerwowany nocleg jest co najmniej daleko od dworca a co dopiero od amfiteatru. Pozostało nic innego jak zamówić taksówkę i tu niespodzianka! Pan taksówkarz nie miał pojęcia gdzie jest wskazana przez nas ulica. Po konsultacjach z kolegami zawiózł nas jednak na miejsce gdzie, kolejna niespodzianka, nikt nas nie chciał wpuścić do domu. Dopiero po jakiś 10 minutach dobijania się do drzwi pojawił się pan który zaprowadził nas do miejsca naszego pobytu, mieszkanko na parterze z kuchnią, łazienką i dwoma pokojami, całkiem ładne z resztą. Kolejnym problemem było trafienie do amfiteatru, to też nie okazało się takie łatwe, czekał nas przejazd dwoma autobusami a komunikacja miejska w ZG wygląda co najmniej dziwnie, przynajmniej dla mnie bo wychowałam się w mieście gdzie jeżdżą tramwaje i na jednym przystanku nie ma wypisanych 20 linii autobusowych które się tam zatrzymują. Dało się to jakoś ogarnąć i po jakiejś godzinie naszym oczom ukazał się amfiteatr.
Na miejscu wyglądało to…dziwnie. Było koło godziny 15 a próba trwała sobie w najlepsze. Owa próba też była dziwna, sprawiała wrażenie bardzo niezorganizowanej, czasowanie skeczów na 4 i pół godziny przed kabaretonem mnie bardzo zaskoczyło, w Koszalinie takie rzeczy były robione dzień wcześniej. Próbę spożytkowałyśmy na odebranie akredytacji z ekabaretu która miała zapewnić pozwolenie na wniesienie profesjonalnego sprzętu do fotografowania (guzik prawda, bo wnieść można było wszystko od butelek z piwem po granaty bo toreb nikt nie sprawdzał) wycieczkę do Biedronki po coś do jedzenia, oznaczanie miejsca parkingowego dla Limo i siedzenie na murku na którym nie wolno było siedzieć.
A sam kabareton? Też dziwny, poza anteną było momentami żenująco. Nauka klaskania, tłumaczenie zasad improwizacji tylko po to, żeby je jeszcze raz powtarzać na wizji, chwile totalnej ciszy gdzie mam wrażenie że nikt nie ogarniał co się dzieje. No i Maciek Rock który bardzo pasował do kabaretonu… Generalnie to chyba sam Polsat miał wątpliwości co do jakości tej imprezy bo przy publiczności były ustawione mikrofony a na reklamowym wejściu antenowym brawa poszły z taśmy.
Na scenie wystąpili: Ciach, Jurki, Grupa Rafała Kmity, Smile, Limo, Dno, Babeczki z Rodzynkiem Artur Andrus, Piotr Bałtroczyk, Andrzej Grabowski, Stanisław Tym i inni którymi okazało się Made In China (ale chwała organizatorom za brak Moralnych, nic do nich nie mam ale no co za dużo to nie zdrowo jak powiedział ktoś mądry) Rzeczy które mi się podobały można policzyć na palcu jednej ręki: „Balkony”, „Jasełka”, „Pajac i Policjant” (tak ten skecz jest nazwany na ekabarecie przynajmniej), „Zamiana nazwiska” i występ Anrdusa. Czyli oprócz tego pana wystąpienia Smile i Limo. Reszta się nie popisała, nawet Jurki na których liczyłam zagrali stary skecz który znam na pamięć (w ogóle zna ktoś odpowiedź na zagadkę pt. „Gdzie jest Sasza?”). Niby Smajle też nie zagrali nic nowego ale no tekst o tym jaki to Paweł jest ubogi przejdzie do historii. Dobre reakcje zebrał Grabowski ale nie wiem czemu, ten jego monolog słyszałam już bardzo dawno temu. Promyczkiem nadziei był skecz Babeczek z rodzynkiem nie grany na live o jadłodajni ale no, znałam to. Wielką zagadką było dla mnie wystąpienie pana Tyma. A raczej jaki był cel reklamowania go na plakatach kiedy zagrał dopiero po oficjalnym zakończeniu imprezy, jego występ w duecie z Marylką Sobańską widziałam tylko na próbach bo podczas oficjalnego grania błąkałam się po ogromnym zapleczu amfiteatru razem z Klaudią którą przypadkiem spotkałam na widowni (i baaardzo serdecznie pozdrawiam i dziękuję). Generalnie było sympatycznie, okazało się, że podczas finału byłyśmy najsmutniejszą częścią widowni, no cóż…kabareciarze też nie szaleli na scenie.
No i po raz pierwszy w TV była pokazana improwizacja, "Pytania", na wyróżnienie zasługują Bartek z Babeczek z Rodzynkiem oraz Wojtek i Szymon z Limo (to chyba nikogo nie dziwi). Chociaż publika nie była za bardzo kreatywna, w porównaniu z tą która przyszła na Limo trzy dni później ale no cóż, publika w ogóle nie była jakaś specjalna.
Powrót również okazał się fascynujący, pół godziny poświęciłyśmy na odnalezienie numeru na taksówkę, a w międzyczasie dostałyśmy od pana z Polsatu reklamówkę z kiełbasą – a ja tylko powiedziałam, że jestem trochę głodna! Widocznie wyglądałyśmy na bardzo biedne. Kiedy już przyjechała taksówka to ku naszemu zdziwieniu…kierowca nie wiedział gdzie jechać! Jakie zaskoczenie. Po tym jak wreszcie znalazłyśmy się w swoim mieszkanku moim jedynym marzeniem był sen.
Reasumując, Polsat zaprasza kabarety bo chce być fajny ale mu nie wychodzi bo oba jego tegoroczne kabaretony były kiepskie. A szkoda bo pieniędzy im chyba nie brakuje i spokojnie mogliby przebić TVP gdyby im się chciało, ale im się nie chce, wolą zapraszać Maćka Rocka i rozdawać telewizory za SMSy.
Nigdy więcej, do przyszłego roku zapewne ;)

PS. Nie, nie obejrzałam całości w TV, widziałam tylko „Jasełka” i improwizacje no i piosenkę początkową ale tylko po to żeby coś sprawdzić (no miał szczęście, miał)

1 komentarz:

  1. A tam. W TV wyglądało to całkiem przyzwoicie. Przynajmniej w przeciwieństwie do TopTrendów prowadzenie było na poziomie... No i Ciachy, Ciachy. Limo też, ale ich ostatnio jest dużo.

    P.S. A tekst "Ale ja jestem ubogiii" jest jak dla mnie równie ambitny jak "Luke, chopie!", bo działa chyba na tej samej zasadzie - powtarzamy X razy, a lud kwiczy ze śmiechu :P

    OdpowiedzUsuń