3 października 2010

Coma w trzech smakach

Nie pomyli się ten, kto powie że Coma wydała w tym roku 3 płyty. Ale z drugiej strony nie pomyli się też ten kto powie, że Coma w tym roku wydała 4 nowe piosenki (a właściwie tylko 2 całkiem nowe, bo drugie 2 to odkopanie twórczości sprzed lat kilku). „Coma Live”, „Excess” i „Symfonicznie” to 3 albumy wydane w tym roku. Taka ilość wydawnictw to z pewnością spore zaskoczenie dla fanów Comy którzy byli przyzwyczajeni do systemu jednego wydawnictwa raz na 2 lata. Coma postanowiła odkrywać nowe horyzonty, zmierzenie się ze swoim materiałem w wersji koncertowej, anglojęzycznej i symfonicznej to z pewnością nowe wyzwanie dla muzyków. Na wszystkich trzech krążkach można posłuchać różnych wersji Transfuzji(ang. Transfusion), Trujących Roślin (ang. Poisonous Plants), Zamętu (Confusion) i Świadków Schyłku Czasu Królestwa Wiecznych Chłopców (ang. Witnesses Of The Decline Of The Eternal Boys Land), wykonania lepsze, gorsze ale każde inne i to mnie chyba zdziwiło najbardziej.
Największe wątpliwości miałam chyba przy wydawnictwie Live, bo już parokrotnie miałam okazję się przekonać, że Coma daje fantastyczne koncerty. Ale czy uda się tą koncertową magię przelać na płytę? Żeby się o tym przekonać kupiłam „Live” w dwóch egzemplarzach, CD i DVD. Właściwie płyta spełnia swoje zadanie, pokazuje warszawski koncert i rejestruje najlepsze numery Comy w wersji koncertowej. Poza tym dużo efektów specjalnych, świateł i innych takich. No i uwiecznione zostały „Dyskoteki” które dotychczas można było słuchać tylko na youtube. Jednak na płycie nie czuć tego klimatu który czuję stojąc pod scenę, ale chyba za dużo wymagam. „Live” podoba mi się głównie ze względu na różnorodność nagranego materiału, brakuje mi tam tylko mojego ulubionego „Eckharta”. Najlepiej wypadło zdecydowanie „Sto tysięcy jednakowych miast” i „Schizofrenia”.
Po płycie koncertowej Coma zdecydowała się na wydanie albumu anglojęzycznego. Wydawnictwo nosi tytuł „Excess” i tym tytułem stworzyło dla mnie niezłą zagadkę bo excess to po angielsku nadmiar, zespół ma na swoim koncie piosenkę o takim tytule zarejestrowaną na płycie „Hipertrofia” więc byłam przekonana o tym, że to właśnie ten numer będzie promował płytę. Jakie było więc moje zdziwienie kiedy po odpaleniu płyty do moich uszu jako „Excess” dotarła „Wola istnienia” (swoją drogą „Will existence”?).  Z resztą dziwnych tłumaczeń jest mnóstwo „Więcej siły żeby żyć” z „Zamętu” istnieje na Excess jako „I am strong enough Now! I am strong” a „Wyobraźnia, gdy przymiera głodem  Zaprzestaje prowadzenia wojen „  z „Zero Osiem Wojna” zostało zamienione na „If you don't use your lazy brain every Day”. Nie mówię, że to źle bo niektóre teksty Roguckiego naprawdę ciężko byłoby przetłumaczyć.  Całe „Excess” stylistyką nawiązuje do „Hipertrofii” , do okładki dodano jedynie kolor czerwony. Obok tłumaczeń istniejących już numerów na płycie znalazły się trzy nowości „Turn back the River” (to właściwie nie nowość a odkopany stary kawałek ale wydawniczo nowość jak najbardziej), „Fuck The Police” i „Feel the music’s over”. Numery specyficzne, zwłaszcza ten drugi, stylistycznie niepasujący do Comy ale bardzo koncertowy i energetyczny, wraz z FTMO ma za zadanie promować film „Skrzydlate Świnie” w którym gra wokalista Comy – Piotr Rogucki. Na anglojęzycznym albumie najlepiej według mnie wypadł przekład „Zero Osiem Wojna” czyli „Struggle” oraz „Eckhart” chociaż ten drugi chyba tylko ze względu na to, że to w ogóle mój ulubiony numer Comy ale no, dalej powoduje u mnie ciarki, nawet kiedy jest śpiewany po angielsku.  Płyta nie musi przypadać do gustu polskim fanom z prostego powodu, nie jest nagrana dla nich , bo chociaż kilka aranżacji bardzo mi się podoba to ja zawsze będę śpiewać „Cisza i Ogień” a nie „Silence and Fire”.

                W reszcie trzecim tegorocznym wydawnictwem jest płyta Symfoniczna. Która właściwie nie miała ujrzeć światła dziennego z powodów technicznych. Nie wiem czy zespół dojrzał do tej decyzji czy były zbyt duże naciski czy cokolwiek innego ale płyta „Coma Symfonicznie” w końcu ujrzała światło dzienne. Z tegorocznych wydawnictw  to „Symfonicznie” spodobało mi się najbardziej pod względem wizualnym (mam jakiś problem na tym punkcie ale uwielbiam kartonowe opakowania na płyty). Orkiestra zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie w takich numerach jak „Wola istnienia” , „System” i „Transfuzja” za to na przykład „Spadam” nie zyskało dla mnie w tej wersji nic nowego, ale to może rzecz bardziej uważnego wsłuchania się. Dla mnie „Symfonicznie” to przede wszystkim odświeżenie takich numerów jak „Pasażer” i  „Sto tysięcy jednakowych miast” chociaż to drugie podobno grają na koncertach ale jeszcze nie zdarzyło mi się trafić.
                Generalnie to…podobają mi się te płyty, z różnych powodów, pewnie też z takich, że jestem bezwzględną fanką Comy i jak dziecko cieszę się na trasę akustyczną – Power off Coma która już za trochę ponad miesiąc zawita do Szczecina.  Mimo, że czasem wybór utworów był trochę nietrafiony to dobrze jest czasem posłuchać swojego ulubionego zespołu trochę inaczej niż na co dzień. Nowy materiał podobno za rok, wtedy zobaczymy na co stać Comę tak naprawdę.

1 komentarz:

  1. A ja dzisiaj mam 19 urodziny, a jutro mój ulubiony zespół "Coma" gra w Olsztynie z pełną mocą - zrobią mi naprawdę fajny prezent !!!
    Czemu czytam ten artykuł właśnie teraz? - nie wiem, tak prawdopodobnie miało być :)
    Symfonicznie fajnie stonowali wiele kawałków, wstępy do niektórych są moim zdaniem genialne.
    Płyta "Live" też w pewnych momentach jest zajebista i nikt mi nie powie, że jest inaczej xD

    Twój ulubiony "Ekchart" w porównaniu do mojego ulubionego "Leszka Żukowskiego" jest słaby - przemyśl to :P

    OdpowiedzUsuń