23 marca 2011

Roguckiego wizja dźwięku.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że wieść o tym, ze lider Comy wydaje solową płytę mnie nie zaskoczyła. Było wręcz przeciwnie. Niby wśród fanów Comy od zawsze mówiło się, że Rogucki chce wydać solową płytę ale podejrzewam, że w każdym momencie jego kariery byłoby to zaskoczenie, a zwłaszcza teraz, kiedy Coma szykuje nowy materiał. Tym bardziej, że z ujawnieniem tego zwlekano chyba do ostatniej możliwej  marketingowo chwili.
                „Loki – wizja dźwięku” bo tak brzmi tytuł tego pierwszego solowego wydawnictwa lidera Comy to dzieło na wielu polach oszczędne.  Zaczynając od grafiki na okładce czy w książeczce z tekstami, przez warstwę instrumentalną po teksty lub sposób śpiewania. Oszczędne, nie znaczy oczywiście ubogo, bo jeżeli chodzi o treść, płyta nie jest z pewnością uboga. Chociaż z pewnością jest zaskakująca w swojej niekiedy lekkiej formie przy takich piosenkach jak na przykład „Mała”,  okazuje się, że Rogucki potrafi śpiewać o miłości w sposób absolutnie nie patetyczny. Wygląda to trochę tak, jakby wokalista pozwolił sobie na tej płycie na wszystko, czego nie może zrobić w Comie.  To akustyczne brzmienie, brzmi odrobinę jak powrót do korzeni, przynajmniej w warstwie muzycznej, bo jeżeli chodzi o tekst to autor pozwala sobie zdecydowanie na więcej, szczególnie w numerze „Sopot” – który satyrycznie ukazuje polską branżę rozrywkową, w której „trzeba wiedzieć jak używać dupy, dobrze użyta gwarantuje sukces”. Urzekające są też fragmenty instrumentalne opisane na płycie jako „Plastry Miodu”, na uszy słuchacza z pewnością, a fragmenty jakby żywcem wycięte ze scen filmu tworzą unikalny klimat płyty. Z resztą, jeżeli o filmie już mowa, to należy dodać, że całe „Loki…” przywodzą na myśl właśnie, według zamysłu autora, ścieżkę dźwiękową do filmu.  Z pewnością, chociaż przesłuchałam płytę już kilkakrotnie, nie odkryłam pewnie jeszcze wszystkiego co jest w niej zawarte, póki co jest to dla mnie w pewien sposób rodzaj podróży, przez wiele etapów życia, a czasem dosłownie, podróży.  Może to właśnie podróż tytułowego Lokiego?
                Wiele rzeczy dotyczących tej płyty rozjaśni mi się zapewne 1 kwietnia na koncercie promującym płytę w szczecińskim Słowianinie. W warstwie koncertowej teksty i muzyka Roguckiego zawsze wiele zyskują.  A póki co, polecam zapoznać się z materiałem na płycie. Bo warto. Chociaż przyszła wiosna a ta muzyka nie jest w całości jakimś specjalnie lekkim materiałem na pierwsze ciepłe dni w tym roku. Bardziej kojarzy mi się z długimi jesiennymi i zimowymi wieczorami. Jest oszczędnie, surowo, ascetycznie wręcz, ale to jest chyba siła tej płyty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz