8 maja 2011

Od KMN do Szarpaniny - moja kabaretowa historia cz.1

 Przyznaję otwarcie, że do spisania tej historii zainspirowała mnie notka na blogu swiat-kabaretu.bloog.pl. Poza tym ta historia wydaje mi się ciekawa, nawet dla mnie, jej głównej bohaterki, która z małej dziewczynki zbierającej drżącymi rękami  autografy po występach, zmieniła się w kobietę, która nie jeden wieczór spędziła na owianych legendą afterparty.

Rozdział 1 – rok 2007

Skłamię, jeżeli zacznę opowiadać o tym jak to moja historia związana z kabaretem zaczęła się od Potem czy Starszych Panów. A szkoda, bo może gdyby tak było dalsze wydarzenia potoczyłyby się trochę lepiej. Ale było jak było, swoją przygodę z kabaretem rozpoczęłam od miłości do Kabaretu Moralnego Niepokoju, z perspektywy czasu mówiąc, Kabaretu Moralnego Niepokoju w swojej najlepszej formie. To właśnie ten kabaret miałam okazję zobaczyć jako pierwszy na żywo, w szczecińskim amfiteatrze jakoś chyba 26 lipca. Miłość do tego kabaretu zaczęła się jednak trochę wcześniej, oglądałam wszystko co mi wpadło w ręce (w tym „Baśń o ludziach stąd” – gdybym ja wtedy wiedziała co ja oglądam…) i zaczytywałam się w forum fanów tegoż kabaretu, gdzie fani opisywali swoje przeżycia związane z KMNem, nie powiem, imponowało mi to (ciekawostka – w życiu nie założyłam konta na tym forum, ale na ten rok 2007 przeczytałam chyba wszystkie posty).  W 2007 roku byłam również chyba na najważniejszym występie kabaretowym jaki widziałam w życiu, na występie Kabaretu Skeczów Męczących. Opowieść o tym występie snułam już chyba tysiące razy. 20 osób na widowni, malutka scena, całkiem nowy materiał (pierwsza wersja Krzynówka, jedno z pierwszych wykonań „Piosenki Ekologicznej), takie obcowanie z kabaretem z pewnością przysłużyło się do tego, że w tym  do dzisiaj trwam. W 2007 po raz pierwszy zobaczyłam również kabaret Smile, ale to historia do opowiedzenia na później.
         
   Rozdział 2 – rok 2008.

Zaczęłam aktywnie uczestniczyć w tzw. spotkaniach powystępowych, zaczęłam fajnie, bo od Łowców (kurcze,  Łowcy to kolejna długa historia…), autografy, zdjęcia, niby nic takiego ale parafrazując: mały krok dla kabaretu, duży krok dla fana.  To była kolejna ważna rzecz, w moim rozwoju kabaretowym. Kolejna ważna sprawa, która rozwinęła się w 2008 roku to moja aktywność na forach kabaretowych. Historia mojego udzielania się na forach kabaretowych, która praktycznie definitywnie zakończyła się w lutym bieżącego roku była generalnie burzliwa, obfitująca w wiele (teraz już wiem, niepotrzebnych) kłótni , tworzenia się grupek wzajemnej adoracji i grup ocierających się niemalże o sekty.  Fora dużo mnie nauczyły o środowisku ludzi z drugiej strony kabaretu – fanach. Środowisku, które z pozoru jest sobie pomocne, przyjazne dla nowych ludzi a tak naprawdę rządzą nim z góry określone zasady, z których jeżeli chcesz się wyłamać, lub po prostu masz inne zdanie, to się nie znasz.
Wracając do roku 2008… to taki dość mętny rok w mojej pamięci. Starałam się, żyć w systemie jednego występu na miesiąc i jakoś tak się to udawało. Poza tym, poznałam pierwszą osobę, która, jak mi się wtedy wydawało, chciała mi pomóc i podzielała moją pasję, okazało się to umiarkowanie prawdą, ale dalej co jakiś czas się widujemy przy okazji różnych występów. Dotarłam chyba do miejsca, gdzie powinnam opowiedzieć o Smile.  Trudna i dziwna to dla mnie historia, poza tym, zapewne zabrzmi ona zbyt patetycznie. Bo trafili mi się oni w odpowiednim momencie, kiedy nie wiedziałam co mam robić. Dosłownie spadli mi z nieba, okazali mi ogromną ilość ciepła, pomogli w z pozoru błahy sposób, jednocześnie ratując z położenia w jakim ówcześnie byłam.  I chociaż cały czas jest dobrze, to teraz rozegrałabym to zupełnie inaczej.
Jest też taki pozytywny aspekt, zorganizowałam pierwszą akcję urodzinową dla kabareciarza co spowodowało splot kilku fajnych wydarzeń podczas występu, m.in. to, że pewien Pan zabrał mnie za kulisy dużo wcześniej niż mogli wejść inni fani (i chyba w życiu nie będę w stanie mu się odwdzięczyć, chociaż w sumie nawet nie wiem czy o tym pamięta, muszę o to kiedyś Waldka spytać ;)),  nigdy nie zapomnę tej dumy, która mnie rozpierała, chociaż teraz wiem, że to nic takiego.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz