8 sierpnia 2011

Kobieta za kierownicą odcinek. 1 „-Czujesz, że już umiesz? -I tak nie zdasz” A ja zdałam!

Tak oto na blogu rozpoczynam kolejny cykl, obok „Z pamiętnika warsztatowicza” i „Wakacje z telewizją” , ten chyba będzie rzadziej aktualizowany ale niektórych rzeczy w tym temacie aż żal nie opisać.
                Po chwili euforii związanej ze zdanym egzaminem (nie przyznam się, za którym razem, w związku z tym tematem dalej czuję „urażoną dumę”)  doszłam do wniosku, że ja mam coś z mózgiem nie tak. Moje zdawanie egzaminu można określić zdaniem „im mniej tym lepiej” tzn. im mniej mi zależało tym lepiej mi szło. Była piękna pogoda, przemiła pani egzaminator, czułam się maksymalnie przygotowana i co? I nic, na karcie z egzaminu którą otrzymałam widniały słowa „Wynik Negatywny”. Inny egzaminator, pomijając całkowicie fakt, że przeszkadzało mu nawet to, że oddycham, woził mnie (chociaż w sumie to ja woziłam jego) po ulicach o mało zagęszczonym ruchu, słoneczko świeciło ale gdzie tam! Wynik Negatywny. I tak, dalej i tak dalej, i tak dalej, chociaż nie, nie tak dużo!
                Bo w końcu nadszedł dzień kolejnego egzaminu, lało niesamowicie, dzień przed wyjazdem, czyli głowę miałam zajętą zupełnie czymś innym. Ale poszłam, zawołali grupę do poczekalni, w telewizorze na ścianie same wiadomości o morderstwach, powodziach itp. Itd. Istna sielanka. Wyczytali pierwszą osobę, piątą, dziesiątą a ja dalej siedziałam, piętnastą, minęło 45 minut, zaczęło mi być powoli wszystko jedno. Wtedy pan z głośnika wypowiedział moje imię i nazwisko z informacją, że „Zapraszamy na egzamin”, no to jak zapraszają to idę. Jak tak siedziałam to oglądałam przez przeszklone drzwi jak ludzie radzą sobie na placu, jakieś ¾ z tego placu w ogóle nie wyjechało (jedna Dziewczyna, na oko jakoś w moim wieku, nawet nie wsiadła za kierownicę, odpadła przy wskazywaniu świateł przeciwmgłowych) toteż ja byłam już właściwie pewna, że nie zdam, to że wsiadłam do tego samochodu było dla mnie tylko formalnością, 15 minut i do domu. Planowałam, że na pocieszenie pójdę sobie kupić jakiś t-shirt.
                Z okazji tego, że lało niesamowicie większość osób „wylosowała” wskazanie użycia sygnału dźwiękowego zamiast zaglądania pod maskę, myślałam że mi też się poszczęści i nie będę się musiała siłować z tym żelastwem. Ale nie! Wskazanie zbiornika płynu do spryskiwaczy, wszystko fajnie, wyglądałam już jak zmokła kura. No ale jedziemy, do przodu, do tyłu, fajnie, znaczy, mi się podobało, łuk zaliczony, ruszanie z ręcznego też. No to jedziemy na miasto, pan egzaminator odezwał się w sumie może 15 słowami, nie wygląda na człowieka zadowolonego z życia. No ale nic, jedziemy. Oprócz tego, że raz zupełnie nie zrozumiałam o co mu chodzi i pojechałam jak… no właśnie tak, to pojechałam bezbłędnie, najbardziej dziwiąc tym samą siebie, bo nadal lało z mniejszym lub większym natężeniem ale bez przerwy.
                Wracając do WORDu na jednej z ostatnich ulic spotkałam samochód z moim Instruktorem co zaowocowało ogromnym uśmiechem na mojej twarzy, pan Egzaminator pomyślał już chyba, że jestem nienormalna i cieszę się sama do siebie nawet nie wiedząc czy zdałam. Ale najlepsze zostawił na sam koniec. Przez całą drogą nie wypełniał karty, zrobił to dopiero po zakończeniu jazdy, nie informując mnie słowem, czy zdałam, czy nie (bo przecież gdyby chciał to i tak by się do czegoś przyczepił i bym nie zdała) a robił to w taki sposób, że w ogóle nie widziałam co tam wpisuje. Na koniec powiedział dopiero „Ma pani wynik pozytywny”.
                W życiu chyba nie powstrzymywałam w sobie emocji w takim stopniu, bo Pan nie wykazał żadnej emocji, z resztą prawdopodobnie było mu wszystko jedno czy zdałam czy nie, ale no ludzie, widząc moją niezmierną radochę mógł się chociaż uśmiechnąć. A tak, nie było się nawet do kogo ucieszyć.
                Tak zostałam kierowcą, w ulewie i z egzaminatorem, który ma chyba założony taki limit znaków jak w telefonie w SMSach którego nie może dziennie przekroczyć. Ale jestem kierowcą, i to się liczy!  Z tego miejsca pozdrawiam Pana Instruktora z Nauki Jazdy PROKOP w Szczecinie (Polecam, Polecam, Polecam!) – o szkołach nauki jazdy będzie inna rozprawa, w swoim czasie bo mam parę przemyśleń w tym temacie i Pana Egzaminatora z Auta Numer 19 ze szczecińskiego Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego.
Kierowcy! Radzę się rozglądać, niedługo będzie mnie można spotkać na ulicy J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz