4 sierpnia 2011

Niespodzianki na Mazurach – IV Węgorzewska Biesiada Kabaretowa

Pamiętam jak Julka podesłała mi jakiś plakat, gdzie byli Jurki, Hrabi, Kabaret Moralnego Niepokoju i Chyba. Nazwa miejscowości była mi jakoś znajoma więc stwierdziłam, „Dzień po Koszalinie…jedźmy!”  Dopiero później się okazało, że Węgorzyno i Węgorzewo to nie jest to samo, ale powiedziało się A to trzeba powiedzieć B – wyruszyłyśmy na Mazury naszym „ulubionym” środkiem transportu, PKSem z Olsztyna. Węgorzewo przywitało nas nadspodziewanie ładną pogodą, zważywszy na to, że w Koszalinie właściwie przez cale 2 dni padało , widok słońca mógł nas cieszyć, więc cieszył, bardzo.
                Kabareton na którego bilety kosztowały 40zł okazał się być zwykłym plenerem z małą scenką i szkolnymi krzesełkami pod sceną. No ale cóż, jak zgodnie stwierdziłyśmy po tym jak wysiadłyśmy z PKSu, Węgorzewo metropolią nie jest. Chociaż po takim widoku nieco zdziwiło nas to, że w takich warunkach ma wystąpić Hrabi, bo przecież zwykle na takich imprezach się ich nie widuje. Ale, tu drugie stwierdzenie, po Mazurskiej mało co jest nas w stanie zdziwić.
                Całość poprowadził Piotr Gumulec czyli Guma z kabaretu Chyba i z tego prowadzenia byłam bardzo zadowolona, lekko, na luzie, z resztą właśnie tego powinno się spodziewać po człowieku, który występuje w grupie improwizacyjnej.  Jak to często bywa na kabaretonach, pierwszy na pożarcie idzie najmłodszy, czyli macierzysta formacja Konferansjera, Kabaret Chyba z Wrocławia z fragmentem programu „Sliby Chyby”.  Nie wiem co się wydarzyło od marca i czy może to wina publiczności i miejsca ale wypadli słabo, aż szkoda bo przecież wiem że potrafią a jakoś tego nie pokazali. Chociaż skecz o PKP nadal bardzo lubię, jest taki, prawdziwy… Tak czy owak, chyba wolę Chybę w klimacie pozaplenerowym.
                Jako drugi kabaret wystąpiły Jurki z fragmentami „Albumu Rodzinnego” – oglądam ten program i oglądam i się naoglądać nie mogę. Stale świeży, stale urozmaicony improwizacjami stale grany z ogromną energią. Potrafię już cytować z pamięci całe fragmenty, ale co z tego? Jurki w tym programie bronią się w każdych warunkach, czy to kameralna sala  czy to plener. W ich występie była pierwsza niespodzianka tego wieczoru, w skeczu „Namiętna Eliza” wystąpili gościnnie Kamol z Hrabi i Guma  wcielając się w kolejnych kochanków Marylki zbierając ogromny aplauz. Jurki były zdecydowanie najlepszym kabaretem tego wieczoru.

                Jako trzeci wystąpił kabaret aspirujący do miana „pechowców wieczoru” kabaret Hrabi z fragmentem programu „Savoir Vivre” . Pechowcy dlatego, że właściwie przez cały wieczór zmagali się z mikroportami które bez przerwy się wyłączały. Ot, kolejny urok plenerów. Gdyby nie to, to pewnie oni byliby kabaretem, który tego wieczoru najlepiej się zaprezentował. Przerywający dźwięk irytował mnie ponad przeciętnie, no ale cóż poradzić. Bardzo fajnym elementem tego występu było zaangażowanie wszystkich artystów tego wieczoru do tańca przy piosence „Nie ciąg”, niesamowicie to wyglądało,  zwłaszcza taniec Górala i Znanego Wojtka. Ten pierwszy wystąpił też w skeczu o oświadczynach a ten drugi zaprezentował jeden z rodzajów tańca. Pierwsze pojawienie się Górala na scenie zebrało za sobą takie reakcje, że aż się nie spodziewałam bo tak bądź co bądź malej widowni (więcej niż 200 osób, to to nie było). Hrabi oceniam tylko dobrze, chociaż trochę ich podziwiam bo inny kabaret odpuścił by sobie tę walkę z mikroportami.
                Jako ostatnia wystąpiła gwiazda wieczoru w nowym składzie, Kabaret Moralnego Niepokoju, z fragmentem programu „Galacticos” . Liczyłam na wiele, i trochę się przeliczyłam.  Nowa artystka wydała mi się dosyć sztuczna, a jej gra trochę przerysowana, ale ja wiem, ja wszystko wiem, jest nowa, musi się jeszcze wyrobić. Chociaż po tym kabarecie mam chyba prawo oczekiwać najwyższej formy?  W ogóle, ten występ to dla mnie trochę przerost formy nad treścią, bardzo fajne rekwizyty, bardzo fajne pomysły ale jakieś opakowanie słabsze niż kiedyś. Nie bardzo wiem o co chodzi, co się stało, że Moralni nie porywają mnie już tak jak kiedyś. Podobał mi się skecz o kontroli na lotnisku z gościnnym udziałem Znanego Wojtka i Saszy z Jurków i Kamola i Bajera  z Hrabi, w ogóle cały ten skecz był najlepszym elementem ich występu. Może kiedyś, w innych warunkach spodoba mi się bardziej. I mimo całego szacunku, zwłaszcza dla Roberta Górskiego, dla mnie to nie jest to czego oczekuje po kabarecie z taką marką jak Moralni.
                Na koniec, znany mi już z kliku różnych występów epilog o tym, że w trzeba pokochać w mężczyźnie mężczyznę, a w kobiecie kobietę w wykonaniu wszystkich artystów.
                To nie jest tak, że mi się nie podobało, podobało mi się bardzo, bo ja lubię oglądać coś, czego prawdopodobnie już nigdy więcej nikt nie zobaczy. Ale czasami bywa tak, że coś zawodzi, raz człowiek a raz maszyna. Ale no…warto było jechać te prawie 700km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz