O tym
filmie słyszałam już na długo przed jego premierą, z prostego powodu
zaangażowani w jego powstawanie byli moi znajomi, a nawet mi się zdarzyło
gdzieś tam przed kamerą przemknąć.
Jedno
trzeba przyznać, w Szczecińskich mediach był szał, nie było portalu czy radia,
który by o „Wilsona 7” nie mówił, przeniosło się to oczuwiście na frekwencję,
na premierze film był wyświetlany w trzech salach jednocześnie, wszystkie sale
były wypełnione.
Film
jest oparty na autentycznych wydarzeniach z lat 50 poprzedniego stulecia, kiedy
to w Szczecinie głośno było o sprawie „rzeźnika z Niebuszewa”, który zabijał
ludzi a i ich ciała przerabiał na mięso, które później sprzedawane było na
pobliskim targu, jednak nie jest to dokładne odtworzenie wydarzeń z tamtych
czasów, a jedynie inspiracja do powstania nowej historii.
Pomimo
kilku niedociągnięć, które przecież z łatwością można było uniknąć,
(elektryczny czajnik czy telewizor można przecież po prostu wynieść) czy
momentami trochę kwadratowego aktorstwa film ogląda się z dużą przyjemnością,
zwłaszcza kiedy rozpoznaje się w nim swoje miasto i miejsca w których się bywa.
Jak na
warunki, którymi dysponowali twórcy było dobrze, wiadomo, że nie jest to jakaś
wielka produkcja, ale też nie pracowali przy niej nie wiadomo, jacy
profesjonaliści. A tak jest profesjonalnie, no i ten film przypomniał o
ciekawym elemencie historii naszego miasta, o którym wiedziało już w tej chwili
niewiele osób.
Potrzeba w tym mieście takich rzeczy i takich ludzi.
A już na jesień, „Wilsona 7” zostanie pokazane w kinie
Szczecińskiego Inkubatora Kultury. Zapraszamy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz