31 grudnia 2010

To był zdecydowanie bardzo dobry rok

Mamy 31 grudnia, kończy się rok. Szybko to jakoś zleciało, ale skoro tak, to czas na podsumowanie.
Wiem, że nie ma kwietnia, zabieg celowy.

Styczeń
WOŚP, pierwszy raz miałam okazję uczestniczyć w zbiórce pieniędzy na rzecz Wielkiej Orkiestry. Razem z dziewczynami postanowiłyśmy zrobić to niekonwencjonalnie, przebrane za Renifera, Śnieżynkę i Mikołaja. Wśród ludzi zrobiłyśmy furorę, zwłaszcza wtedy kiedy zakupiłam czerwony nos klauna i robiłam za Rudolfa czerwononosego. Z okazji WOŚPa w Szczecinie wystąpił kabaret Limo z programem „Dzielnia” dość nietypowy występ to był, bo odbywał się w centrum handlowym a za garderobę dla kabaretu robił przedsionek pomiędzy przesuwanymi drzwiami. Jeszcze wtedy chyba żadna z nas nie podejrzewała jak dużą rolę w tym roku odegra dla nas Limo.
Luty
Coroczny kabareton Walentynowy na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Wystąpili Kabaret pod Wyrwigroszem i Babeczki z Rodzynkiem no i szczerze mówiąc nie było tak źle jak się zapowiadało, a zapowiadało się na konkretną katastrofę. Poza tym, razem z Magdą, Paulą, Emilą i Martą zrobiłyśmy pierwszą sesję zdjęciową do konkursu  Formacji Chatelet „Wygraj sobie kabaret” sesja zdjęciowa odbyła się pod hasłem „Żule, króliki i inne takie…” i miała miejsce obok szczecińskiego amfiteatru.
Marzec
Ten miesiąc upłynął pod hasłem „Weekend z KSM”  bo na ostatni weekend marca właśnie ten kabaret przyjeżdżał do Gryfina i Szczecina. To wydarzenie zapamiętam przede wszystkim przez to, że podczas występu w Gryfinie Paula i Ja obchodziłyśmy urodziny. Ostatnie takie w pełni normalne spotkanie z KSM. No i poznałyśmy Czesuafów którzy od tego czasu często pojawiali się w mojej świadomości. Pierwszy raz widziałam wtedy na scenie Nowaków, kompletnie mnie wtedy do siebie nie przekonali, okazało się że odebrałam tylko mylne pierwsze wrażenie.  Marzec to poza tym, to w Szczecinie miesiąc koncertowy, byłam na dwóch koncertach, Strachów na Lachy i Happysad, SNL spełniło moje wszystkie oczekiwania i oficjalnie to był jeden z najlepszych koncertów na jakim byłam, na Happysad nie było źle, ale najgorsze na nich były te fanki wypuszczone z gimnazjum i niepotrafiące się zachować.
Maj
Przede wszystkim, wzorem roku poprzedniego majówka w Gryfinie. Limo, Formacja Chatelet i Kabaret Młodych Panów, skład dosyć rzadko u nas spotykany dlatego atrakcyjny. No i to prowadzenie w wykonaniu Szymona i Wojtka, miło było zobaczyć w tak niecodziennej roli. Poznałam Julkę, to niewątpliwie ważny aspekt maja, bo Julka od tego czasu bardzo często towarzyszyła w realizacji głupich pomysłów.  Zrobiłyśmy już drugą sesję zdjęciową do konkursu Formacji, tym razem pt. „Żeńskie Plemniki Kochają Formację” i dzięki tej sesji wyspecjalizowałyśmy się w malowaniu po koszulkach.  W maju zobaczyłam też jeden z lepszych programów kabaretowych tego roku, „Sex, Alkohol i Książki” Neo-Nówki, spodobało mi się chyba przede wszystkim za obecność zespołu Żarówki który dbał o oprawę muzyczną no i za nowości bo znałam wcześniej może 2-3 skecze. Na zakończenie maja w Szczecinie odbyło się chyba najważniejsze (obok SZPAKa) wydarzenie kabaretowe roku, Szczecińska Gala Kabaretowa podczas której miałam niewątpliwą przyjemność pracować przy obsłudze artystów. Niesamowite wrażenia, niesamowite kabarety, 13 godzin pracy, które przeleciało zdecydowanie za szybko.

27 grudnia 2010

Kabaret a zachować się umie, czyli Savoir Vivre według Hrabi

 Pierwszy, podstawowy wniosek z występu a raczej z takiej otoczki wokół tego występu: ludzi w Szczecinie mają parcie na dobry kabaret.
Bo biletów na Hrabi nie było już od przeszło miesiąca, a grali 4 spektakle. To chyba całkowicie obrazuje ogrom zapotrzebowania na najnowsze dzieło Hrabich w moim mieście. A bilety tanie nie były, jak się dowiedziałam 60zł od osoby. A to już jest sporo.
Po raz kolejny w tym roku salą gościnną dla występu kabaretowego była sala teatru lalek Pleciuga, którą to, jak i cały teatr darzę ogromną sympatią, zarówno ze względu na komfort oglądania tam czegokolwiek jak i wspomnienia z wieczorów SZPAKa.
„Savoir Vivre” to jak sam tytuł wskazuje program traktujący o tym, jak się zachować.  Jest więc o tym, jak powinno pić się alkohol, jak się powinno oświadczać, tańczyć a nawet jak powinien się zachowywać widz przychodzący na występ kabaretu. Jak zwykle u Hrabi nie można narzekać na brak dopracowania swoich pomysłów, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Wszystko jest też zgodnie z zasadami savoir vivre, Lopez podczas występu zamawia pizzę, którą dzieli się z publicznością (co prawda tylko z tymi którzy zrzucą się na napiwek dla dostawcy ale zawsze…).Przede wszystkim, jest sympatycznie. Nie spotkałam się jeszcze z kabaretem który żegna wszystkich widzów przy drzwiach, swoją drogą dobry patent żeby nie grać już więcej bisów. Mam tylko takie wrażenie, że w niektórych momentach Hrabi za bardzo wzoruje się na swoim poprzednim programie przez co czasami wręcz ciężko odróżnić „Kobietę i Mężczyznę” o „Savoir Vivre”. Zaskoczyło mnie też to, jak dużo rzeczy znałam mimo, że to był mój pierwszy raz na tym programie. 
Nie to, że się zawiodłam bo nie mogę tego powiedzieć. Obejrzałam dobry, spójny, ciekawy, śmieszny program kabaretowy. Wykonanie, rekwizyty, stroje bezbłędne. Ale nie było u mnie reakcji w stylu „wow! Tego jeszcze w kabarecie nie widziałam, fantastyczne! Ale niesamowity program!” a chyba na taką reakcję liczyłam. Podobało mi się, nawet bardzo ale czuję lekki niedosyt.

19 grudnia 2010

Scena, scena

Przedstawiam dwa skecze kabaretu Tłum w których mam przyjemność grać:

                                                                     "Stocznia"

"Komisja Wojskowa"

14 grudnia 2010

Kabaret Tłum na KA BA RE TONIE

W końcu. Tyle zapewne może powiedzieć większość warsztatowiczów którzy już nie mogli się doczekać, żeby pokazać ludziom efekt swojej trzymiesięcznej pracy. Przygotowane było 9 skeczów, 3 shorty i 1 skecz-niespodzianka dla Szarpaniny, który właściwie do samego końca nie było wiadomo czy zagramy.
Próby rozpoczęliśmy około 11 już na miejscu naszego przeznaczenia, Sali teatralnej w Willi Lentza. Rozłożyliśmy swoje rzeczy i zajęliśmy się próbą poprzedzoną krótką przemową pt: „To jest mikrofon”. To co ja koniecznie chciałam sprawdzić podczas próby to to czy zdążę się przebrać pomiędzy swoimi skeczami bo do każdego miałam zupełnie inny strój. Okazało się to, jak najbardziej możliwe, głównie ze względu na długie zapowiedzi w wykonaniu Marka i Szpaka. Willę opuściliśmy koło 14 w celu zjedzenia obiadu, na cel obraliśmy jak się nie trudno domyślić Fast food, niezawodny Cartoon, który jednak okazał się bardzo twórczym miejscem bo tam zapadła ostateczna decyzja że gramy skecz dla Szarpaniny.
Po powrocie do Willi musieliśmy zmierzyć się z naszym postanowieniem, mianowicie zorganizować próbę tajnego skeczu. Na scenie tego nie mogliśmy zrobić z oczywistych powodów, była tam Szarpanina. Na cel wybraliśmy damską toaletę na piętrze (jak w Harrym Potterze!) i to tam dopracowywaliśmy niespodziankowy numer.  Po zejściu na dół krótko bawiliśmy się na scenie a potem rozpoczęła się właściwa część wieczoru.
To nie był typowy kabareton, była to impreza dofinansowana przez Wydział Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu Miasta Szczecin. Nie mogła być to normalna impreza…przed wejściem do pobrania była witamina C której zbiorowe zażywanie odbyło się na widowni. Nie mógł wejść też nikt kto przed wejściem…nie pocałował popiersia Lenina. Działo się tak dlatego bo Benny Hill nie żyje (Błagam, nie pytajcie!). W roli popiersia Lenina wystąpił Fazi z kabaretu Śmigłowce który nie wyglądał na szczególnie zmartwionego rolą która mu przypadła.
Stocznia, Mennica, Zawodowiec, Dziady, Komisja, Niebo, Piotruś, Włamanie, Murzyn, Robin H., Ptysie, Kawał – tak właśnie opisane były wszystkie skecze kabaretu Tłum na kartce zawieszonej na ścianę za sceną.  Wszystko poszło bez większych problemów, a tego co poszło nie tak nie było nawet za bardzo widać. Stres jak to stres pojawiał się na chwile przed wejściem na scenę i znikał wraz ze stanięciem prze mikrofonem. I ta radość ludzi którzy schodzili ze sceny z wiadomością, że publiczność się śmiała, niesamowita sprawa.
W końcu przyszedł czas na skecz-niespodziankę. Tu w końcu należy się wyjaśnienie o co chodziło. Był to skecz- podziękowanie za 3 miesiące katowania nas pracy z nami przygotowywania do tego występu. My w tajemnicy przygotowaliśmy 3 minutową wersję programu „Krajm Storys” Szarpaniny z nieco zaskakującymi zwrotami akcji. Najpierw przykazaliśmy Szarpaninie usiąść w pierwszym rzędzie a kiedy już tego bardzo niechętnie dokonali my przygotowaliśmy zemstę za tych wszystkich ludzi którzy na występach Szarpaniny zostali ochlapani pomidorami. Tak, tak, przygotowaliśmy „Przejście Graniczne”. I nie mieliśmy jednego pomidora, a dwa! Kiedy się wychyliłam na chwilę żeby zobaczyć reakcje chłopaków na te warzywa zobaczyłam, że siedzą w pierwszym rzędzie bez spodni i koszulek, za to tak rozbawieni, że wszystkie wątpliwości co do tego skeczu zostały rozwiane. Zagraliśmy w konwencji „Przejścia Granicznego” właściwie wszystkie skecze bo celnika odwiedzili i Krzyżacy i Kat i Policjanci z Przesłuchania i Agenci szukający premiera. Na koniec kwiaty, słowa podziękowania, oklaski.
Po nas zagrały dwa kabarety. Najpierw ze swoim napakowanym absurdem programem kabaret Śmigłowce, zrobili na mnie bardzo pozytywne wrażenie, zwłaszcza za kostiumy i kilka pomysłów. Naprawdę mi się podobało, fajnie by było ich jeszcze kiedyś zobaczyć. Natomiast do kabaretu Sakreble chyba nigdy się nie przyzwyczaję, takie to dla mnie przydługie i męczące, już nawet ten rok temu mi się bardziej podobali.
Po kabaretonie przyszedł czas na to, żeby posprzątać i… udać się na afterparty. Chyba każdemu z nas te warsztaty dużo dały. Każdy się czegoś nauczył, o sobie, o innych, o scenie. Wszyscy mamy tylko nadzieję, że ten pokaz to nie był koniec czegoś a dopiero początek, że dopiero teraz będziemy mogli pokazać na co nas stać. Jest plan żebyśmy podzieleni na kilka kabaretów grali co miesiąc po 3 nowe skecze każdy kabaret. Także zapraszam już teraz, będzie się działo. Nawet jeżeli za rok też będą warsztaty i zgłosi się nowa grupa ludzi to mówię Wam, nie będą tak dobrzy jak Kabaret Tłum!

Zacna relacja z zacnego SZPAKa cz.5 „Ku chwale absurdu!” gala finałowa i gwiazda marzeń

Po 3 dniach imprez towarzyszących i konkursu nadszedł czas na galę finałową. A kto słyszał już kiedyś o gali finałowej podczas SZPAKa wie, że nie jest to zwykły koncert. W tym roku reżyserią koncertu zajął się Jerzy Jan Połoński (który również zasiadał w jury), koncert z założenia miał przypominać o dobrych czasach dla kabaretu. Bez wielkich ekranów, kolorowych świateł, takie trochę kabaretowe retro.
Trzeba niestety przyznać, że dla niektórych widzów zbyt retro bo słyszałam głosy niezadowolenia. Dla mnie to było coś czego jeszcze nie widziałam. Papierowe stroje, rekwizyty, dekoracje… Skecze w absurdalnym klimacie napisane specjalnie na ten jeden wieczór, takie rzeczy to ja lubię. Czasami klimat był bardziej teatralny i kabaretowy ale świat pokazany na scenie totalnie mnie wciągnął, mimo tego, że siedziałam na samym końcu sali. Gościnnie podczas koncertu finałowego wystąpili Wojciech Tremiszewski i Abelard Giza z kabaretu Limo, W Gorącej Wodzie Kompani i Janek Malinowski z kabaretu Ucho co dodawało niepowtarzalności koncertowi. Ogłoszenie wyników było właściwie tylko dodatkiem do całego zamkniętego koncertu, aż szkoda że trwał tak krótko.
Jako gość po finale wystąpił kabaret Limo w Szczecinie po raz pierwszy z programem o marzeniach – „Niebieskim Migdale”. W końcu się doczekałam drugiego podejścia do „Migdała”. No ale muszę przyznać, że za drugim razem nie zachwycił mnie on tak jak za pierwszym.  Kilku elementów z tamtego występu mi brakowało, chociażby skeczu o szkole czy tego o chmurkach albo o psie. Nie wiem, ale wydawało mi się, że to bardzo okrojona wersja tego programu. Chociaż parateatralna końcówka jest z pewnością nadal najmocniejszą częścią tego programu. Zestawienie marzeń i finał w postaci spełniania marzenia Szymona niezmiennie mi się będą podobać.
Tak skończył się czwarty SZPAK, nie wiem czy był lepszy od trzeciego i jaki będzie piąty bo to tak naprawdę nieistotne. Liczy się to, że po raz kolejny w Szczecinie odbyła się impreza kabaretowa z klasą, bez zbędnych fajerwerków i krzykliwych gwiazdek. Jest tak normalnie, sympatycznie…zacnie.
Byle do przyszłego roku!

Zacna relacja z zacnego SZPAKa cz.4. Konkurs czyli 8 młodych, zdolnych.

W sumie nie będę się rozwodzić, będzie po trochę o każdym kogo widziałam, bo niestety nie było mi dane oglądać każdego.
Weźrzesz – Bez nagrody ale za to z pomysłami, bardzo podobały mi się niektóre pomysły i rozwiązania, profesjonalne przygotowanie. Pierwszy z kabaretów występujących w konkursie i chyba głównie przez to mieli dość słabe reakcje. Ale mi się podobali, nie tylko za „Człowieka – Pampersa” który zrobił furorę wśród publiczności.
Numer Dwa – Laureat wyróżnienia za pomysły sceniczne.  No właśnie, jedyny program tematyczny podczas całego festiwalu. Rzecz działa się na przystanku autobusowym i opowiadała o ludziach którzy mogą się na takim przystanku znaleźć. Muszę szczerze przyznać, że nigdy wcześniej nie dane mi było słyszeć o tym kabarecie ale ujęli mnie na scenie, tym pomysłem i przewijającymi się cały czas postaciami. Bardzo na plus.
Chyba – Laureat II miejsca. Ogromnie się cieszyłam, że wezmą udział w SZPAKu, w końcu to główny konkurent Szarpaniny w drodze po nagrody na tegorocznych festiwalach. No i co ja mogę powiedzieć? Że poza kilkoma ewidentnymi zgrzytami mi się podobało,  wśród publiczności jednak dało się słyszeć głosy niezadowolenia zwłaszcza za skecz o podłożu politycznym i chyba to przeważyło o tym, że Chyba przeglądu nie wygrało.
PUK – Laureat II miejsca i Nagrody Publiczność w ramach Co Łask Fundation. Wiele dobrego słyszałam chociaż chyba się nie spodziewałam aż tak dobrego występu. Bo wyszłam z niego oczarowana, muzyką na żywo, piosenką, grą, pomysłami naprawdę żałuję, że nie wygrali.
Dabz – Laureat I miejsca. Jak dla mnie, wielka zagadka tego festiwalu. Bo po pierwsze, miało ich nie być, a po drugie, jak dla mnie, rok temu zaprezentowali się lepiej. Znaczy generalnie nie było źle, ale w zeszłym roku mieli pomysł na program a w tym luźno złączone ze sobą skecze ale no może faktycznie w tym roku zagrali lepiej. Niezbadane są wyroki jury.
N.O.C – o ile w zeszłym roku bardzo chciałam żeby wygrali to w tym roku im się nie należało. Wydawało mi się, że grają od niechcenia, bez pomysłu po najmniejszej lini oporu. Publiczność też ich w tym roku nie kupiła. Szkoda, bo zdolne chłopaki ale na SZPAKu ewidentnie im nie poszło.

Róbmy Swoje (laureata III miejsca) i Ymlałt  nie widziałam, obowiązki ;)

 

Zacna relacja z zacnego SZPAKa cz.3. Goście, goście czyli Kacper Ruciński, W gorącej Wodzie Kompani i Ad Hoc

Na każdym festiwalu kabaretowym muszą być gwiazdy wieczorów. Na SZPAKu nie jest inaczej, na IV edycji wystąpili Kacper Ruciński jako zwycięzca ubiegłorocznej edycji oraz dwie grupy improwizacyjne: W Gorącej Wodzie Kompani z Trójmiasta i Ad Hoc z Krakowa we wspólnym show. Imprezy przede wszystkim zróżnicowane i nie oklepane co z pewnością przyciągnęło wielu widzów, w końcu bardzo rzadko mamy okazje oglądać w Szczecinie Stand – Up czy improwizacje.
Na pierwszy ogień poszedł zwycięzca ubiegłorocznej edycji, Kacper Ruciński który wystąpił po pierwszym dniu zmagań konkursowych. Zaczęło się nietypowo, bo na scenę weszła szczecińska Szarpanina, która z miłości do Kacpra opowiedziała o nim parę ciepłych słów… Przeczytali komentarze z Internetu które pojawiły się po  występie Kacpra w programie „Zabij mnie Śmiechem” Po tym jakże sympatycznym występie, Szarpanina postanowiła opowiedzieć kilka anegdot o Kacprze, opowiadając przy tym fragment jego programu o powrocie z imprezy.  Kiedy na scenie pojawił się już sam stand-uper i zaczął mówić wydawało się, że wszystko będzie się toczyło całkiem normalnie bo mówił dużo nowych rzeczy. Dopóki nie doszedł do momentu w którym powinien pojawić się fragment która zacytowała Szarpanina. Publiczność miała radochę jaką rzadko się zdarza a Kacper próbował powiedzieć to co do niego należało chociaż dla niego samego było to ciężkie przeżycie, w końcu wybrnął, ale zrobił to tak, że nie nadaje się to do zacytowania (można zobaczyć na ekabaret.pl) Generalnie występ mi się podobał, prawie tak samo jak wtedy kiedy widziałam jeszcze prawie nikomu nie znanego Kacpra ponad rok temu. Program jest ostrzejszy niż rok wstecz, dla niektórych pewnie zbyt ostry ale mi się podobało, nawet bardzo.
W ramach imprezy towarzyszącej drugiego dnia konkursowego odbył się wieczór komedii improwizowanej. Improwizowali W gorącej Wodzie Kompani i Ad Hoc. Muszę przyznać, że spełniłam swoje małe marzenie żeby zobaczyć mecz improwizacyjny na żywo. Podobało mi się ogromnie, tym bardziej że troszeczkę czasami grywam w improwizacje a oglądać takich profesjonalistów w akcji to sama przyjemność. Przede wszystkim publika nie zawiodła bo kiedy się już wkręciła rzucała całkiem fajne pomysły. Najbardziej pod wrażeniem jestem piosenek bo póki co mogę tylko pozazdrościć takich umiejętności.
                Może i w tym roku zabrakło imprez w stylu Teatru Absurdu ŻŻŻŻŻ czy Kabaretowego Kina Nocnego ale wyszłam z tych imprez w pełni usatysfakcjonowana, bo i tak było tak jakoś...oryginalnie.

9 grudnia 2010

Z pamiętnika warsztatowicza, tygodnie IX – XIV, czy jakoś tak czyli piękni, zdolni, młodzi…Kabaret Tłum

                Właściwie jesteśmy gotowi. Właśnie zapakowałam właśnie ogromną torbę ciuchami które muszę założyć na scenę. W tym tygodniu po raz pierwszy zobaczyliśmy miejsce w którym będziemy grać. Wymyśliliśmy również nazwę która widnieje w tytule tego posta. Magdalena właśnie zajmuje się tworzeniem loga dla Kabaretu Tłum które będzie towarzyszyć nam w trakcie występu.  Jest nawet motyw przewodni występu, mogę powiedzieć tylko tyle, że ten kto przyjdzie z pewnością się bardzo zdziwi.
                               Osobiście jestem bardzo zadowolona z możliwości kolejnego (i na pewno nie ostatniego!) występu, szczerze spodobała mi się taka forma spędzania wolnego czasu. Przede wszystkim, wszelkie problemy jakie przynoszę ze sobą na próby zostawiam za drzwiami, na te kilka godzin jestem innym człowiekiem, który nie ma czasu ani ochoty zastanawiać się nad swoimi problemami z życia codziennego. W sumie to dużo się nauczyłam, odpowiedzialności, odwagi, otwartości, cierpliwości. Oby to się tylko toczyło dalej tak jak mamy w planach. Chociaż w sumie to myślałam, że to będzie trochę prostsze wymagające od człowieka mniej pracy a okazało się, że czasami kabaret nie jest łatwy, prosty i przyjemny.
                To jeszcze nie koniec, na pewno, kiedy patrzę na tą torbę ze strojami na występ która stoi w kącie mogę powiedzieć, że to dopiero początek.

6 grudnia 2010

"-Czy Mirka Kowalik? -Tak"...czyli Matrymonium

Opcje posta

 Pierwsza tak krótka notka na tym blogu, ale mam to się chwalę, bo jestem z siebie zadowolona.

4 grudnia 2010

Zacna relacja z zacnego SZPAKa cz.2 – „Krajm Storys po raz ostatni i Album Rodzinny po raz pierwszy w Szczecinie”

Po występie młodych szczecińskich talentów kabaretowych na scenę wkroczyły te trochę starsze stażem talenty. Kabaret Szarpanina oficjalnie w Szczecinie żegnał się z programem „Krajm Storys” – programem którym wygrali wszystko co kabaret może wygrać.  Tak się jakoś złożyło, że „Krajm Storys” widziałam dwa razy, pierwsze i ostatnie wykonanie.
Program dużo się nie zmienił, z tego co zauważyłam, wypadł jeden skecz który widziałam na premierze. Całość jest taka sama, niezmiennie na wysokim poziomie, tylko teraz bardziej ograne, przećwiczone (no może poza pointą do „Przesłuchania”, która chyba 5 czy 6 z kolei dalej nie jest pointą). Klimat zbrodni i śledztwa dalej porusza publiczność. Szkoda tylko tych Bogu ducha winnych ludzi, którzy pierwszy raz będą na programie Szarpaniny usiedli w pierwszym rzędzie i zostali ochlapani pomidorem w „Przemycie”. Na uwagę w programie niezmiennie zasługuje końcówka podczas której artyści pokazują wpadki które mogą się stać podczas występu albo pomysły jakie mieli na teksty w tym programie. Szpaq spadający ze sceny cały czas potrafi mnie przestraszyć. Na bis zapowiedź nowego programu, już się nie mogę doczekać premiery bo zapowiada się całkiem nieźle.
Przyjezdną gwiazdą pierwszego dnia SZPAKa był kabaret Jurki z Zielonej Góry. 2/3 tego kabaretu było już na festiwalu w zeszłym roku, Przemek jako konferansjer a Znany Wojtek jako juror, w tym roku wraz z Marylką powrócili ze swoim programem „Album Rodzinny” , poprzednio gdy widziałam Jurki miałam do czynienia z programem granym przez samych panów „Po męskiej stronie” toteż perspektywa zobaczenia kabaretu w pełnym składzie była dla mnie czymś nowym.  Niestety, muszę przyznać, że ten „męski” program bardziej przypadł mi do gustu, chociaż może to kwestia miejsca bo nie spotkałam jeszcze fajniejszego miejsca do grania niż piwnica TPS w Stargardzie. Chociaż generalnie nie było źle, było tak typowo po zielonogórsku, spokojnie, delikatnie, trochę stereotypowo.  Bo było o typowej polskiej rodzinie, o poszukiwaniu pracy, o kochankach w sumie sympatycznie, bez fajerwerków. Na bis wyproszony przez Grześka z Szarpaniny „Jaruzelski”, który jak zwykle jak się zaczął tak nie mógł się skończyć.
A kiedy wreszcie się skończył to wraz z nim zakończył się pierwszy dzień IV SZPAKa, wszyscy zbierali za sceną swoje rekwizyty, dojadali te rekwizyty które dało się zjeść i wyruszyli do domu/na imprezę, oczekiwać kolejnych dni festiwalu.